W kulminacyjnych momentach zawodów sportowych, gdy kibice tak żywiołowo zagrzewają do walki swoich faworytów, że stadiony drżą w posadach, a komentatorzy krzyczą do mikrofonów, nie mogąc opanować emocji, łatwo zapomnieć, że słowo „doping” ma też swoją mroczniejszą stronę. Po tej stronie są oszuści, którzy nieustannie i po cichu, z dala od blasku jupiterów i kamer telewizyjnych, wykorzystują nielegalne wsparcie farmakologiczne i techniczne oraz każdą inną metodę, żeby w nieuczciwy sposób odnieść sportowy sukces, zdobywać nienależne im medale, sławę i kontrakty reklamowe.
Równie nieustannie do ich zdemaskowania – i ukarania – dążą tysiące anonimowych pracowników agencji antydopingowych: światowej, regionalnych i narodowych. Okazuje się jednak, że w dzisiejszych czasach muszą oni mierzyć się z nielegalnym dopingiem nie tylko w sporcie zawodowym. Zgadza się: od „szprycerów”, dla których osiągnięcie dobrego wyniku sportowego za pomocą zakazanych substancji i metod jest ważniejsze od przestrzegania zasad fair play i dobrej zabawy, nie jest wolny także sport amatorski.