Ciąża to nie choroba, a poród niby też naturalna sprawa, a jednak pobyt w szpitalu to nie weekend w spa i nie wracamy do domu z nowo narodzonym jak nowo narodzone. Urlop macierzyński, jeżeli w ogóle nam przysługuje, też z urlopem wypoczynkowym najczęściej ma niewiele do czynienia. Tylko że bez względu na to, czy jest różowo, czy różnie, gdzieś z tyłu głowy większości biegaczek powraca pytanie: kiedy będę mogła znów pobiegać?
Ja o ciąży dowiedziałam się tuż przed pierwszym startem w triathlonie. Zrezygnowałam w ostatniej chwili, bo poczułam się słabo. Już wtedy pierwszy raz pomyślałam: „Kiedy znów będę mogła?”. Na szczęście później już czułam się świetnie, a ciąża przebiegała wzorowo, więc praktycznie do ostatniego miesiąca ćwiczyłam i biegałam (albo tak mi się przynajmniej wydawało, bo według aplikacji bardziej się turlałam). A mąż oczywiście już szukał dobrego wózka do biegania z dzieckiem.
Jednak, będąc całe życie aktywną, zdawałam sobie sprawę, że tak jak po każdej przerwie od biegania, a zwłaszcza kontuzji, nie powinno się wracać na ścieżkę ot tak sobie. Chciałam się na to dobrze przygotować i w ostatnim trymestrze poprosiłam o pomoc fizjoterapeutów specjalizujących się w pracy z kobietami w ciąży i po porodzie. Nauczyli mnie, jak oddychać i ćwiczyć w ostatnim okresie przed porodem i od razu po nim.
Tak, ćwiczenia zaczyna się jeszcze przed wstaniem z łóżka poporodowego. I wcale nie dlatego, żeby przed wyjściem ze szpitala mieć płaski brzuch, tylko po to, żeby do końca życia nie mieć z brzuchem, narządami wewnętrznymi czy plecami problemów. I, dla ścisłości, nie chodzi tu o brzuszki, deski ani wyciskanie. Zaczyna się od ćwiczeń przeciwzakrzepowych (proste ruchy stopami i dłońmi), oddechowych i dna miednicy. Dalsze kroki to już bardzo indywidualna sprawa. Wszystko zależy od stanu mamy, tego, jak przeszła ciążę i poród.