„Złamanie bariery dwóch godzin w maratonie będzie jak lądowanie człowieka na Księżycu” – mówił przed dzisiejszą próbą aktualny mistrz olimpijski i rekordzista świata w maratonie. Gdyby Eliud Kipchoge był astronautą, mógłby kwadrans po godzinie dziesiątej wysłać do centrum lotów kosmicznych krótką wiadomość: „Houston, misja zakończona powodzeniem!”.
34-letni Kenijczyk, którego bieg na dystansie 42,195 km w nieosiągalnym dla przeciętnego człowieka tempie 2:50 min/km, dzięki transmisjom w telewizji i internecie śledziły miliony ludzi na całym świecie (finał na oficjalnym kanale projektu Ineos 1:59 Challenge na Youtube oglądał blisko milion widzów), już na zawsze zapisał się w historii jako pierwszy człowiek, który ukończył maraton w czasie poniżej 2 godzin. Jego wynik – 1:59:40 - to osiągnięcie, które jeszcze niedawno nawet największym optymistom wydawało się być poza zasięgiem człowieka.
Przed dzisiejszą próbą do Eliuda Kipchoge należał już tytuł mistrza olimpijskiego, zdobyty trzy lata temu w Rio de Janeiro oraz oficjalny rekord świata, ustanowiony przed rokiem wynikiem 2:01:39 podczas maratonu w Berlinie. W trzech z sześciu biegów zaliczanych do World Marathon Majors (Tokio, Boston, Londyn, Berlin, Chicago, Nowy Jork), w których dotychczas startował, Kenijczyk triumfował ośmiokrotnie, trzy razy ustanawiając rekordy trasy. Niewątpliwie był już największym maratończykiem w historii.
Ale oprócz tych wszystkich wspaniałych sukcesów miał na swoim koncie nieudaną próbę pokonania maratońskiego dystansu w czasie poniżej 2 godzin, której podjął się dwa lata temu razem z dwoma innymi wybitnymi biegaczami, Lelisą Desisą z Etiopii oraz Zersenayem Tadese z Erytrei, na legendarnym torze Monza we Włoszech, znanym z wyścigów Formuły 1.