Relacja z Tokyo Marathon. Japonia rajem dla biegaczy

Japonia to kraj, o którym nie wiemy nic, prawie nic albo bardzo niewiele. A szkoda, bo to prawdziwy raj dla biegaczy. Dlaczego tak jest, tłumaczą ludzie, którzy w Kraju Kwitnącej Wiśni bywali, mieszkali, biegali i organizują tam imprezy biegowe - Beata, Bartek i Wojtek.

Bieganie w Japonii: Tokyo Marathon Tokyo Marathon Foundation
Tokyo Marathon przebiega przez wiele dzielnic stolicy Japonii i wszystkie one na czas biegu wyłączone są z ruchu. (fot. Tokyo Marathon Foundation)

"Tokio cieplutkie, siedem stopni" – mówi Bartosz Lipnicki.

"Na lotnisku przywitał nas przedstawiciel Asicsa Tatsuya Nagoshi – starszy, ale bardzo energiczny Japończyk" – dodaje Beata Nienadowska.

"Nie znam angielskiego. Na lotnisku poznałam dwóch Polaków i to oni pomogli mi na początku w Tokio" – opowiada Wojciech Zakowany.

Co łączy tę trójkę? Wszyscy wystartowali w maratonie w Tokio 24 lutego 2013 roku i wszyscy mieli sporo szczęście, że się tam znaleźli.

Wojciech Zakowany mieszka we Wrocławiu. W swoim pierwszym maratonie wystartował w 2006 roku. Dlaczego zdecydował się pojechać do Japonii? "W jednej z gazet przeczytałem reportaż Beaty Sadowskiej, właśnie z maratonu w Tokio. Zapisałem się. Szansa, że mnie wylosują, była jak 1 do 10"– opowiada Wojtek.

Beata i Bartosz też mieli sporo szczęścia. Maraton w Poznaniu, konkurs firmy Asics. Beata wymyśliła hasło: "Żyję dla sportu, wiem, że nie jestem sama". I wygrała. Bartosz zwyciężył w konkursie organizowanym przez Asics w Warszawie. Jego hasło to: "Jestem wiarą, nie zwątpieniem. Żyję dla sportu". I tak, dzięki sporej dawce szczęścia, cała trójka znalazła się w Japonii.

Maraton w Tokio od środka

Tokijski maraton w obecnej formule organizowany jest od siedmiu lat. W lutym pobiegło w nim 36 407 osób, a ukończyło 35 129. Żeby zakwalifikować się do biegu, trzeba przebrnąć losowanie, bo chętnych jest znacznie więcej. "W tym roku napłynęło do nas 304 508 zgłoszeń" – opowiada Ulala Nagashima ze sztabu organizacyjnego maratonu.

O tym, jak trudno było i jest zakwalifikować się na maratony w Japonii, najlepiej wie Henryk Paskal, menedżer zawodników, organizator wielu biegowych imprez. "Pierwszy raz pojechałem do Japonii w 1985 roku. U nas wtedy maratony raczkowały, a tam organizacja była na wysokim poziomie" – mówi.

W tamtych czasach maraton Fukuoka był jednym z najbardziej elitarnych na świecie, a dostanie się do niego graniczyło z cudem. "Wprowadzony był limit czasowy. Zakwalifikować mógł się zawodnik biegający w czasie poniżej 2 godzin i 30 minut. Nawet dla Japończyków z czasami około 2:20 często brakowało miejsca" – dodaje Paskal.

Jeszcze kilka lat temu Japończycy przede wszystkim stawiali właśnie na elitarność, wysoki poziom i amatorzy nie mieli szans, żeby na taki bieg się zakwalifikować. Praktyką było też organizowanie osobnych biegów dla mężczyzn i dla kobiet. Wraz ze wzrostem popularności biegania na świecie, Japończycy postanowili otworzyć się też na amatorów. Dzięki temu wiele elitarnych dotąd biegów przekształciło się w biegi masowe.

Bieganie w Japonii: Tokyo Marathon Tokyo Marathon Foundation
Ruszyli! Na starcie maratonu w Tokio w 2013 roku stanęło 36 407 osób, do mety dobiegło 35 129 maratończyków. Wśród biegaczy często zdarzają się przebierańcy. W tym roku był telewizor, Spider-Man, Transformer, a nawet Jezus. (fot. Tokyo Marathon Foundation)

Dwa dni do startu

Maraton w Tokio od zewnątrz

Wojtek do Japonii przyleciał na tydzień przed maratonem. W tym czasie nie trenował, zwiedzał i obserwował japońskich biegaczy. "Biega właściwie każdy, od nastolatków po staruszków" – mówi z uznaniem. Mimo tego, że średnio zna angielski, nie miał żadnych problemów z poruszaniem się po stolicy Japonii. Z hotelu wychodził rano, a wracał późnym wieczorem. Zwiedzanie mocno go zmęczyło i przed samym biegiem czuł w nogach pokonane kilometry.

Problemów nie mieli też Beata i Bartosz. "Od razu po zainstalowaniu się w hotelu zdecydowałam się na małą przebieżkę" – wspomina Beata. Biegała po ulicach z hotelową mapką. Najbardziej zaskakiwali ją ludzie na chodnikach, którzy się uśmiechali, machali, pozdrawiali.

Dzień przed biegiem wszyscy odwiedzają targi Expo. Niezły tłok. Mimo tego nikt nie stał w kolejce po odbiór numerów i pakietów startowych. Organizacja perfekcyjna – może dlatego, że do strefy biegacza wejść mogli tylko uczestnicy zawodów. Samo Expo? "Bardzo dużo nowości biegowych wszystkich firm, ale chyba najwięcej »biegowych ułatwiaczy«. Bransolety, talizmany, wisiorki, magiczne plastry pomagające na wszystko. Przez japońskich naganiaczy atmosfera przypominała trochę tę z targu rybnego" – śmieje się Beata.

Bieganie w Japonii od środka

Kultura biegowa w Japonii jest wyjątkowo rozwinięta. W końcu bieganie to trzeci po sumo i baseballu sport narodowy w Kraju Kwitnącej Wiśni. Co tydzień organizowanych jest mnóstwo imprez biegowych. Sezon maratoński rozpoczyna się w styczniu i trwa właściwie przez cały rok.

Ulice Tokio i innych japońskich miast są bardzo zatłoczone. Do biegania wyznaczone są specjalne miejsca. "Bardzo często ścieżki wytyczone są wzdłuż rzek albo w parkach" – opowiada Henryk Paskal. Ulubionym miejscem do biegania w Tokio są tereny wokół Pałacu Cesarskiego.

"Tam rzeczywiście bywa tłoczono – przyznaje Joanna Bator, pisarka, która w Japonii spędziła dwa lata. – To właśnie tam zaraziłam się pasją do tej formy ruchu. Długo szukałam swojej aktywności: w jodze nie pasowała mi grupowość, podobnie z tai-chi" – tłumaczy pani Joanna.

Biegaczy zobaczyć można przede wszystkim wcześnie rano, w porze lunchu, a latem także późnym wieczorem. Bieganie wieczorami albo nocą, z czołówkami, staje się w Japonii coraz bardziej popularne i symbolizować ma wolność. Powstała nawet subkultura biegowa – Midnight Tokyo Runners. Organizowane są pierwsze zawody po zmierzchu. Docelowo w Tokio mają odbywać się dwie takie imprezy w miesiącu, a dla poprawienia bezpieczeństwa nocnych biegaczy zaprojektowano specjalne kurtki odblaskowe.

Bieganie w Japonii: Tokyo Marathon Tokyo Marathon Foundation
Maraton w Tokio jest jednym z największych na świecie. Każdy, kto w nim wystartował, miał szczęście, że został wylosowany. W 2013 roku na prawie 40 tys. miejsc chętnych było ponad 300 tys. osób. (fot. Tokyo Marathon Foundation)

Do boju!

Maraton w Tokio zewnątrz

Poranek 24 lutego przywitał maratończyków chłodem. Wojtek podążał na start nieco zmęczony i przeziębiony. "Na ulicach widziałem bardzo dużo biegaczy już w butach i koszulkach biegowych" – opowiada. Beata wstała już o 5 rano z przeczuciem, że na pewno czegoś zapomni. Zaczęła się przygotowywać. Później szybkie śniadanie i o 6.30 ze swoim japońskim opiekunem wyrusza na start.

Jest słonecznie, ale zimno i, co najgorsze, wieje zimny wiatr. Na miejscu wszystko oznakowane jest w taki sposób, że nawet ktoś, kto nie zna angielskiego, spokojnie sobie poradzi. Każdy ma przydzielony sektor, w którym oddaje swój worek z rzeczami osobistymi, dzięki temu nie trzeba stać w kolejkach. Później wszystkie worki ogromnymi ciężarówkami przewożone są na metę.

Bartosza rozpiera energia. Czas na szybką rozgrzewkę i zajęcie swojego miejsca w odpowiedniej strefie. Co prawda start był dopiero o 9, ale dla porządku organizatorzy wymagali, żeby każdy zjawił się w swojej strefie już pół godziny wcześniej. Tuż przed startem przemawiał przedstawiciel tokijskiej aglomeracji, a później wystrzał i fajerwerki rozpoczęły Tokio Maraton.

Początek biegu jest trudny. Nasi mozolnie przesuwają się do przodu. "W końcu bramka. Nacisnęłam stoper i pomyślałam, że dobrze, iż go nie zapomniałam" – mówi Beata.

Maraton w Tokio od środka

Przygotowania do tak wielkiego przedsięwzięcia jak maraton dla prawie 40 tysięcy biegaczy zaczynają się zaraz po zakończeniu poprzedniej edycji. "Nad organizacją naszego maratonu pracuje 30 osób" – mówi Ulala Nagashima. Do tego trzeba doliczyć sędziów, ochronę. Nieocenioną pomocą jest też zespół 10 tys. wolontariuszy, czyli "Team Smile" (Drużyna Uśmiechu).

"Japończycy są perfekcyjni pod każdym względem. Maratony organizowane są pod ścisłą kontrolą federacji. Nie ma mowy o wpadkach, bo wszystko jest wielokrotnie kontrolowane" – twierdzi Henryk Paskal.

Nawet podczas tak ogromnych imprez jak ta w Tokio, nie zdarza się, że coś komuś zginie, że ktoś zabłądzi, stanie w strefie, w której nie powinno go być. Genialne jest także zabezpieczenie trasy. W tym roku na prawie cały dzień udało się zamknąć połowę Tokio – w ten sposób biegacze nawet nie widzieli samochodów. A do tego nie było mowy o żadnych korkach. Można? Jak widać, można.

Bieganie w Japonii: Tokyo Marathon Tokyo Marathon Foundation
Japończycy uwielbiają biegać z najnowocześniejszymi gadżetami. Pod tym względem są w ścisłej światowej czołówce. (fot. Tokyo Marathon Foundation)

Nie ma bólu, nie ma wyniku

Maraton w Tokio od zewnątrz

Pierwsze 30 kilometrów Wojciech pokonuje z łatwością. Później zaczęły dawać o sobie znać długie spacery po Tokio. "Było ciężko, ale niosły mnie okrzyki kibiców. Jednak muszę przyznać, że pod koniec biegu głowa puchła mi już od tego gwaru" – śmieje się Wojtek.

Na trasie podbiegł do niego Japończyk, który zapytał, czy jest z Albanii. "Na plecach miałem naszą flagę, może stąd to pytanie. Czyli wychodzi na to, że Albania jest w Japonii bardziej znana od Polski" – żartuje.

Beata biegła w rewelacyjnym tempie. "Na półmetku na stoperze czas 1:44.15. Pomyślałam, że albo będzie życiówka, albo mnie coś trafi" – opowiada. I trafiło. Ból kolana był tak silny, że w myślach pogodziła się z tym, że będzie musiała zadowolić się 4 godzinami. Wtedy przypomniała sobie hasło: "Nie ma bólu, nie ma wyniku". Wróciła do gry. Nigdy wcześniej w takim tempie nie przebiegła ostatnich kilometrów maratonu.

Bartosz trzymał się swojego ustalonego tempa 4.30-4.35 min/km. Mijał kolejnych kolorowo ubranych, a nawet przebranych biegaczy. Był Spider-Man, myszka Miki, telewizor, Transformer, Jezus z krzyżem na plecach.  "Spotkałem nawet Japończyka w koszulce z napisem »Robert Lewandowski«. Później okazało się, że w Japonii nasz piłkarz kojarzony jest dlatego, że w jednej drużynie grał z nim Japończyk Shinji Kagawa" – mówi Bartosz.

Im bliżej do mety, tym Bartkowi biegło się lepiej, a na 200 ostatnich metrach miał wrażenie, że wyprzedzani maratończycy wręcz stoją. Skrzydeł dodawały mu również okrzyki kibiców: "Gambare!", czyli "Trzymaj się!", "Powodzenia!".

Bieganie w Japonii od środka

O tym, jak popularne jest bieganie w Japonii, świadczy także liczba kibiców podczas imprez biegowych. "Trasa w całości obstawiona jest przez wiwatujących miłośników biegania" – opowiada Henryk Paskal. Czasami potrafi być ich nawet ponad 2 miliony! Inni kibicują przed telewizorami, bo najważniejsze imprezy transmitowane są na żywo w TV.

Najlepsi biegacze są gwiazdami. Kibice potrafią jechać na drugi koniec Japonii, żeby zobaczyć ich w akcji. Najlepszym przykładem jest historia Yukiego Kawauchiego. Maratończyk amator wygrał maraton w Tokio, później w Nagano i został wielką gwiazdą. "Ludzie ustawiają się do niego w kolejkach po autografy. Dziennikarze przeprowadzają tysiące wywiadów, fotoreporterzy non stop robią zdjęcia. On znosi to z wielkim spokojem i uśmiechem na twarzy. Jest bardzo grzeczny i nikomu nie odmawia kolejnego autografu czy zdjęcia" – mówi Paskal.

Bieganie w Japonii: Tokyo Marathon Tokyo Marathon Foundation
Przy maratonie w Tokio pracowało 10 tysięcy wolontariuszy, którzy zostali nazwani Drużyną Uśmiechu. (fot. Tokyo Marathon Foundation)

Na trasie japońskiego maratonu można zobaczyć też wielu przebranych maratończyków, a także sporo biegowych nowinek technicznych. "Oni uwielbiają gadżety high-tech" – stwierdza Joanna Bator. "Supernowoczesne buty, koszulki oddychające, chłodzące lub grzejące, dodatkowo cienkie jak papier i lekkie jak piórko" – dodaje pisarka. Rynek biegowych gadżetów w Japonii jest najbardziej rozwinięty na świecie.

Japończycy bardzo często zmieniają buty. "Biegają z różnymi aparaturami do mierzenia sobie czasu, robienia badań. Zresztą, to właśnie w Japonii zaczęto produkować specjalistyczne stopery. U nas wtedy jeszcze nikt nie miał o tym pojęcia" – opowiada Paskal. O tym, że Japonia to świetny rynek zbytu, przekonała się firma Nike, która zleciła zaprojektowanie specjalnej kolekcji biegowej japońskiemu projektantowi mody, Takahasiemu, który zresztą sam jest maratończykiem.

Cel osiągnięty

Maraton w Tokio od zewnątrz

Wojtek do celu dobiega po 3 h i 40 min. Nie jest zadowolony, chciał osiągnąć wynik poniżej 3 h i 30 min. Na mecie jeden wolontariusz wręcza mu medal, drugi napój izotoniczny, trzeci ręcznik, a czwarty prowadzi do punktu, z którego odebrać ma rzeczy. "Zanim cokolwiek powiedziałem, już trzymałem swoje rzeczy w ręce" – zachwyca się.

Beacie po szalonych ostatnich kilometrach udało się pobić rekord życiowy: 3:28,57. Bartosz kończy Tokio Maraton z wynikiem 3:19,49. Przyszedł czas na odpoczynek i posmakowanie japońskiej kuchni. "Przed biegiem baliśmy się próbować tych egzotycznych potraw, żeby coś nam nie zaszkodziło" – zdradza Beata.

Beata wyjechała z Japonii oczarowana orientalnym klimatem. Nie tylko samym biegiem, ale też architekturą, ludźmi, kuchnią. Bartosz bez zająknięcia stwierdza, ze Tokio Maraton był najlepszym biegiem w jego karierze. Wojtek jest już zdecydowany, że wystartuje w Kraju Kwitnącej Wiśni kolejny raz. "Myślę nad Osaką, może za dwa lat" – planuje.

Bieganie w Japonii od środka

Kuchnia japońska jest jedną z najzdrowszych na świecie. Ryż, makaron, ryby – to wszystko brzmi jak marzenie dla maratończyka. Japończycy są szczęściarzami, że mają dostęp do tych produktów. W Tokio jest jeden z największych targów rybnych na świecie, o powierzchni dwóch boisk piłkarskich. Poza rybami bardzo popularne jest także jedzenie wodorostów, które zawierają dużo minerałów i mikroelementów. Sportowcy raczą się też korzeniami lotosu i łopianu. Prawdziwym przysmakiem jest sałatka z korzeni łopianu, marchwi i ryżu. Popija się ją obowiązkowo zieloną herbatą. Z pewnością dieta ma duży wpływ na sukcesy japońskich maratończyków.

Bieganie w Japonii: Tokyo Marathon Tokyo Marathon Foundation
Prawie 40 tys. worków z rzeczami osobistymi przetransportowanych zostało z miejsca startu tokijskiego maratonu na jego metę. Na ich odbiór nie trzeba było czekać nawet 2 minut. (fot. Tokyo Marathon Foundation)

Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że w historii maratonów wciąż jeszcze więcej jest lepszych Japończyków niż Kenijczyków. Biorąc pod uwagę ilość japońskich zawodników, znajdujących się od wielu lat w dziesiątkach najlepszych biegaczy maratońskich świata, kraj ten jest absolutną potęgą. W ciągu 87 lat wśród 880 nazwisk z list Top 10 aż 175 należy do reprezentantów Japonii, co stanowi 19,88 proc. ogółu. Japończycy zdobywali medale igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata. Obecny rekordzista tego kraju – Toshinari Takaoka – osiągnął czas 2:06,16.

Co ma jeszcze wpływ na tak znakomite wyniki? Nie jest to, jak w przypadku czarnoskórych biegaczy z Afryki, budowa ciała. Specjaliści twierdzą, że to katorżnicza praca, dyscyplina i duch rywalizacji, do których Japończycy przyzwyczajani są od najmłodszych lat. Wskazują też na przewagę w bazie treningowej, bo przecież 87 procent terytorium Japonii stanowią góry i wyżyny. A może to efekt wyjątkowej kultury biegania w tym kraju?

Czego nie wiesz o bieganiu w Japonii

  • Sohn Kee-Chung i Kitei Son to ta sama postać. Jedyny japoński mistrz olimpijski w maratonie był... Koreańczykiem. Jego kraj znalazł się pod rządami Japonii i Sohn Kee-Chung musiał przyjąć zjaponizowaną formę swojego nazwiska, brzmiącą Kitei Son. Startował dla Japonii, jednak do końca swojej kariery toczył wewnętrzną walkę, nie mogąc się z tym pogodzić.

  • Kokichi Tsuburaya, brązowy medalista igrzysk w Tokio w 1964 roku, nie mógł pogodzić się ze straconą w wyniku kłopotów zdrowotnych szansą na olimpijskie złoto i popełnił samobójstwo w wieku 28 lat.

  • Wśród Japończyków kwitnie turystyka biegowa. Jeżdżą oni w najdalsze zakątki świata, startują w maratonach, ale i zwiedzają. Najbardziej oblegany jest maraton na Hawajach, w którym 70 proc. uczestników to Japończycy, którzy na wyspy dostają się kilkudziesięcioma samolotami. Doszło nawet do tego, że sponsorem maratonu w Honolulu stały się japońskie linie lotnicze.

  • Maraton w Tokio jest jednym z największych na świecie. Każdy, kto w nim wystartował, miał szczęście, że został wylosowany. W 2013 roku na prawie 40 tys. miejsc chętnych było ponad 300 tys. osób. Na starcie ostatecznie stanęło 36 407 osób, a do mety dobiegło 35 129 maratończyków.

  • Przy maratonie w Tokio w 2013 roku pracowało 10 tysięcy wolontariuszy, którzy zostali nazwani Drużyną Uśmiechu.

  • Prawie 40 tys. worków z rzeczami osobistymi przetransportowanych zostało z miejsca startu tokijskiego maratonu na jego metę. Na ich odbiór nie trzeba było czekać nawet 2 minut.

  • Oprócz ryżu, makaronu i ryb, japońscy maratończycy żywią się także korzeniami lotosu i łopianu. Przysmakiem są też wodorosty.

  • Japończycy, jak chyba żaden inny naród na świecie, uwielbiają biegać z najnowocześniejszymi gadżetami.

RW 06/2013

REKLAMA
}