Nowy Jork, Boston, Warszawa, Wrocław. W tych miastach imprezy biegowe nie odbyły się według planu. Czy można było to przewidzieć? Po maratonie nowojorskim w listopadzie 2012 roku większość niedoszłych uczestników zrozumiała późną decyzję organizatorów o odwołaniu 43. edycji biegu.
Oficjalnie stało się to na niecałe 48 godzin przed startem. Huragan Sandy, pustoszący wschodnie wybrzeże, zebrał swoje krwawe żniwo również w Nowym Jorku. Jak to określił burmistrz Michael Bloomberg, poprowadzenie tłumu ponad 40 tysięcy biegaczy przez poszkodowane miasto byłoby z jednej strony niemoralne w stosunku do ofiar kataklizmu wciąż oczekujących pomocy, z drugiej angażowałoby siły bezpieczeństwa i policji do zadań w tym momencie mniejszej wagi.
W grudniu 2012 roku organizatorzy maratonu zaoferowali uczestnikom zwrot kosztów lub darmowy start w jednej z trzech następnych edycji. Atak terrorystyczny na mecie maratonu w Bostonie był szokiem dla całego świata. Do dziś nie są znane wszystkie szczegóły tragedii, która rozegrała się 15 kwietnia 2013 roku w okolicy Boylston Street.
Trudno jest też określić winę organizatora i służb. Z jednej strony zabezpieczenie trasy i jej sąsiedztwa należy do nich, z drugiej zaś zdeterminowani terroryści już nieraz pokazali światu, że pokonają każde bariery, byle osiągnąć swój cel. Zgoła innego rodzaju i skali problemy towarzyszyły w czerwcu 2013 roku dwóm polskim biegom.