4702 - tylu biegaczy wystartowało w 12. Poznań Maraton. Ale decyzja o starcie tegorocznych zawodów długo wisiała na włosku, bo organizatorzy zastanawiali się, czy w ogóle uda się przeprowadzić bieg w rozkopanym mieście. O rozwoju i przyszłości największego maratonu w Polsce w rozmowie z redaktorem RW Pawłem Kempą opowiada nowy dyrektor poznańskiego biegu Maciej Mielęcki .
Runner's World: Jak się pan czuje w roli szefa?
Maciej Mielęcki: 11 lat byłem zastępcą dyrektora maratonu i wtedy patrzyłem na organizację imprezy z zupełnie innej pozycji. W tej chwili do funkcji dyrektora maratonu doszedł najważniejszy element: odpowiedzialność. Ta odpowiedzialność jest jednoosobowa. Dyrektor maratonu odpowiada za wszystkich, którzy obecni są na trasie, włącznie z wolontariuszami, ludźmi, którzy zabezpieczają trasę, ludźmi, którzy biegną. To odpowiedzialność za blisko 5000 biegaczy i 1000 osób zabezpieczenia, nie licząc widzów.
RW: Pomówmy zatem o liczbach. Kiedy licznik zgłoszeń do poznańskiego maratonu pokazał prawie 6000, pomyślał pan: "To niesamowite!", czy może: "Jak pomieścić taką liczbę biegaczy na Malcie?"?
MM: Była wielka radość z faktu, że tylu biegaczy chce wystartować w tegorocznej edycji. Była też obawa, czy podołamy, i świadomość, że przed nami kolejne wyzwanie.
RW: Ostatecznie w 12. Poznań Maraton wystartowało 4702 biegaczy. Ilu więcej ludzi może jeszcze zmieścić otoczenie Jeziora Maltańskiego? Jakie są granice jego pojemności?
MM: Myślę, że 5000 zawodników na mecie zmusi nas do poszukiwania nowej mety, bo Malta staje się już za mała.
RW: Biorąc pod uwagę liczbę biegaczy, przyrastającą co roku, to 5000 osób zapewne wystartuje już za rok, w 13. Poznań Maraton. Myślicie o nowym miejscu?
MM: Mamy kilka propozycji nowej lokalizacji. Na razie nie chciałbym o nich mówić, dlatego że chcielibyśmy, żeby była to niespodzianka, która jednocześnie będzie powiązana z magiczną liczbą 13.
RW: Były głosy, że w tym roku zrobiło się już trochę ciasno, np. w drodze na start.
MM: Przy ustawieniu na starcie 5000 osób, obojętnie gdzie, zawsze może pojawić się dyskomfort. Myślimy, jak to poprawić, rozważmy różne warianty. Przyglądamy się maratonom światowym. Być może trzeba zrobić start z dwóch różnych miejsc lub - tak jak w przypadku maratonu nowojorskiego - przeprowadzić start w transzach. Są różne metody na usunięcie tego dyskomfortu. Natomiast jeśli chodzi o samą metę, no to już zaczyna być kłopotliwe i dlatego musimy poszukać nowych rozwiązań.
RW: Mówimy tutaj o 5-6 tysiącach biegaczy. Frekwencja na polskich maratonach jest wciąż niewspółmiernie mała do maratonów, które są tuż za granicą, jak chociażby do maratonu berlińskiego, w którym biegnie 40 000 osób. Kiedy w Poznaniu, albo w ogóle w Polsce, będzie porównywalna liczba biegaczy na starcie, choćby 20 000?
MM: Myślę, że droga, którą rozpoczęliśmy w 2000 roku, organizując pierwszy maraton, pokazuje, że trend i kierunek jest dobry. Jest tylko kwestią czasu, kiedy nasz maraton i wszystkie biegi w Polsce będą się cieszyły dużo, dużo większą popularnością. Liczę na "efekt kuli śniegowej".