Na początku wszystko wygląda jak z dialogu z „Rejsu”. „Krowa... Droga na Ostrołękę...”. Z tym że brakuje drogi na Ostrołękę. Krowa jest. I stodoła. Na niej wisi tabliczka: „Sołtys”. I coś, co według współczesnej terminologii PR-owej jest banerem. Chociaż ten chyba został zrobiony z długiego prześcieradła. Wymalowany pędzlem napis głosi: „Wielcy ludzie małej wsi, tworzymy własną historię”.
Zaczyna się ruch, nietypowy jak na niedzielny świt w małej wiosce. Z podwórka sołtysa wynurza się przedziwny orszak. Pięciu facetów, którzy na jakichś rurach taszczą przenośną toaletę, niczym figurę w przedziwnej procesji. Obok pole żyta. Na jego skraju pomału rozkwita dmuchana brama „start-meta”. Wyrastają namioty, pod nimi pudełka z setkami ciastek, maszyna do robienia waty cukrowej, zamek dmuchaniec, zielona kuchnia polowa wyglądająca jak z „Czterech pancernych”, stanowiska z numerami startowymi...
Wolontariusze pracują od 6 rano. Dzieciaki tak bardzo chcą pomagać, że to one budziły rodziców o świcie, gdy ci padli po wczorajszym wyznaczaniu i czyszczeniu trasy do późnej nocy. Jest wśród nich Daniel, który później zasłabnie na trasie, przysparzając Kasi niemało stresu. Kasia jest jednym z organizatorów Sąsiedzkiej Rundy. Na co dzień pracuje w szkole specjalnej z „Bożymi dziećmi” – jak nazywa je małżonek Kasi, Paweł. Teraz jednak Kasia biega w tę i z powrotem z głośnikiem, do którego mówi prawie bez przerwy. Ciągle kogoś wzywa, szuka, wysyła, wita. Sprawia wrażenie, że równie dobrze radziłaby sobie bez tego głośnika.
Przybywa coraz więcej ludzi: pieszo, na rowerach, autami. W rezultacie kilkaset osób kłębi się wśród namiotów, potwierdzają uczestnictwo, przypinają sobie i dzieciakom numery startowe. Wsuwają ciastka i podrygują do muzyki; seniorzy siedzą na ławeczkach i rozmawiają, a maluchy skaczą w dmuchanym zamku. Kasia prawie wszystkich zna z imienia.
„Witamy strażaków wolontariuszy z Kuligowa i Kołakowa! Tam możecie postawić wozy. Witamy listonosza! Wszystkie dzieci we wsi są jego” – słychać przez tubę żart, za który nikt się nie obraża, najwyżej listonosz trochę się zarumienił. A już bez tuby Kasia przywołuje sołtysa Henryka Króla: „Jak to nie biegniesz? Ty musisz biec! Jesteś naszym sołtysem i masz pokazać, że jesteś ze wszystkimi!”. To tyle w kwestii braku treningu u „szefa” wioski. Pozostaje mu tylko pomaszerować po strój – na szczęście nie ma daleko.