Trans Atlas Marathon: afrykańska ultraprzygoda

Góry północnej Afryki wiedzą, jak Cię skrzywdzić i jednocześnie w sobie rozkochać. 6 etapów 285-kilometrowego biegu Trans Atlas Marathon to wymagająca przygoda, z którą jednak warto się zmierzyć: bieg rozpoczyna się od dudnienia serc i głośnych berberyjskich bębnów, a później napięcie tylko rośnie.

Trans Atlas Marathon ultramaraton Maroko Oscar Haquet Guerrero
No i Poszli! Elita marokańskich ultramaratończyków staje na czele pierwszego etapu Trans Atlas Marathon. (fot. Oscar Haquet Guerrero)

Etap pierwszy

Gdy pierwsze promienie poranka docierają do wioski Zaouiat Ahansal, położonej w marokańskim paśmie gór Atlas, biegacze szykują się akurat do startu. Odgłosy pogaduszek po francusku, arabsku, hiszpańsku i angielsku powoli cichną. Ustępują miejsca dźwiękom nerwowych przytupywań, dziecięcym śmiechom i okrzykom mieszkańców wioski. Gospodarze kibicują, bo przed zawodnikami trudne 55 kilometrów biegu z trzema podbiegami, które zaprowadzą biegaczy na wyczerpującą dla płuc wysokość 3000 metrów.

Trans Atlas Marathon ultramaraton Maroko Oscar Haquet Guerrero
Marokański biegacz Omar Bouhrim wspina się suchym korytem rzeki. Ta ekstremalna droga prowadzi do wsi Magdaz. (fot. Oscar Haquet Guerrero)

Wysokość to jednak niejedyne wyzwanie. Startujący zmierzą się jeszcze z wężami i burzami gradowymi. Będą mieli także okazję zobaczyć niesłychaną różnorodność krajobrazów: od zakurzonych dróg po zaśnieżone szczyty, od śliskich skał do pól pełnych kwiatów. To właśnie te zmieniające się pejzaże tworzą prawdziwą urodę biegu. Gdy zakończy się pierwszy etap, biegacze zjedzą kopczyki kaszy kuskus i popiją go litrami miętowej herbaty. A potem położą się w swoich śpiworach, by śnić o wszystkim tym, czym uraczy ich Trans Atlas Marathon...

Trans Atlas Marathon ultramaraton Maroko Oscar Haquet Guerrero
Marokański biegacz Omar Bouhrim wspina się suchym korytem rzeki. Ta ekstremalna droga prowadzi do wsi Magdaz. (fot. Oscar Haquet Guerrero)

Etap drugi

„Berd, berd, berd” – poszczękuje zębami marokański biegacz na kolejnej linii startu. O godzinie 6:30 w wiosce Agouti, znajdującej się na wysokości 1300 metrów, trudno sobie przypomnieć, że u podnóża gór panowało przyjemne 38 stopni. Nic dziwnego, że powtarza on „Zimno, zimno, zimno”, skoro w powietrzu wisi nawet mgła. Wisi, chłodzi i dodaje okolicy niesłychanego romantyzmu. „Dziś odwiedzicie wszystkie miejsca świata” – mówi Mohamad Ahansal, dyrektor wyścigu. Tak komentuje scenerię kolejnych 58 kilometrów, które biegacze mają do przemierzenia. „Pireneje, Alpy, Tybet… Wszystko!” – zapowiada. Biegacze będą wspinać się na wysokość 3400 metrów. Pokonają zaspy śniegu, by potem zanurkować w doliny, a następne brodzić w rzekach po pas, a czasem nawet po szyję. Z tej wody wybiegną prosto w chmury kurzu unoszące się nad piaszczystymi drogami.

Trans Atlas Marathon ultramaraton Maroko Oscar Haquet Guerrero
Na koniec czwartego etapu zawodnicy znajdują odpoczynek w przygotowanym przez organizatorów biegu obozie. (fot. Oscar Haquet Guerrero)

Etap trzeci

Trzeciego dnia biegu, dosłownie po trzech kilometrach wspinaczki suchym korytem rzeki, uczestnicy zawodów docierają do Magdaz. To starożytna wieś składająca się z domów przytulonych do zbocza góry i wykonanych z błota. Osada znajduje się na liście zabytków UNESCO. Według dyrektora Ahansala to najpiękniejsza wieś w całych górach Atlas.

Trans Atlas Marathon ultramaraton Maroko Oscar Haquet Guerrero
Noureddine Aitattaleb dociera do dziewiątego kilometra czwartego etapu biegu. (fot. Oscar Haquet Guerrero)

W wiosce w trakcie biegu można kupić daktyle. Mają one zapewnić biegaczom dawkę energii na resztę dnia. Będą jeszcze biegli przez trzydzieści kilometrów, przez szczyty i kaniony, przez wsie, w których dzieci wspinają się na skały, by mieć lepszy widok na przebiegających sportowców. Miejscowi będą zagrzewać ich tam do dalszego biegu, a wielu dołączy się, by dobiec z nimi do kolejnej wsi.

Trans Atlas Marathon ultramaraton Maroko Oscar Haquet Guerrero
Zawodnicy rozpalają ognisko, by ogrzać się w chłodny wieczór, który zaserwowały im góry Atlas. (fot. Oscar Haquet Guerrero)

Etap czwarty

Po trzydziestu kilometrach biegu od startu, w wiosce Tighza, zmęczeni uczestnicy rozsiadają się na ziemi i oglądają zachód słońca. Dziś zawędrowali do pełnej kolorów wsi Ouzlim. Przemierzali trasę wśród starożytnych pomarańczowych skał, a teraz zajadają lokalny chleb maczany w oliwie z oliwek. Mohamad Ahansal ma pełne ręce roboty, bo jeszcze biega pośród sprzedawców melonów i chleba, targuje się także o figi i daktyle, by kolejnego dnia biegacze mieli co jeść. Bo na trasie tego biegu zawodnicy dzielą jedzenie zdobyte przez niego. I to poniekąd łączy grupę.

Trans Atlas Marathon ultramaraton Maroko Oscar Haquet Guerrero
Marokański zawodnik Rachid Smayri wybiega z wioski Magdaz w szczególnym towarzystwie. (fot. Oscar Haquet Guerrero)

W nocy jest nieco mniej czasu na sen, niż każdy z uczestników przewidywał. Płoną ogniska, namioty są szeroko otwarte, a biegacze tańczą, śpiewają i klaszczą w ręce, śmiejąc się w najlepsze. Wszelkie bariery językowe i kulturowe znikają.

Trans Atlas Marathon ultramaraton Maroko Oscar Haquet Guerrero
Po spędzeniu kolejnej nocy na biwaku zawodnicy szykują się do piątego etapu Trans Atlas Marathon. (fot. Oscar Haquet Guerrero)

Etap piąty

Bieg górski to zawsze walka z żywiołami. Ahansal od początku biegu przypomina wszystkim, by podchodzili z szacunkiem do kapryśnej pogody i przemierzali trasę „beshwiya, beshwiya”, czyli po prostu powoli. Powodem zmienności warunków atmosferycznych jest fakt, że trasa wiedzie zarówno północną, jak i południową stroną gór.

Trans Atlas Marathon ultramaraton Maroko Oscar Haquet Guerrero
Etap piąty skonfrontował biegaczy z przepięknym, ale jednocześnie wymagającym krajobrazem. (fot. Oscar Haquet Guerrero)

Każda ze stron ma swój unikatowy mikroklimat. Północ jest trawiasta, pełna mchów i bagnista (wilgotna skóra, klejąca się koszulka, pomarszczone stopy), a południe spieczone i czerwone (wyschnięte usta i spalona słońcem skóra). Etap piąty wiódł właśnie nią: po chłodnym, mglistym poranku biegaczy czekały 44 kilometry biegu w skwarze, który palił ciało.

Trans Atlas Marathon ultramaraton Maroko Oscar Haquet Guerrero
Marokański zawodnik Omar Bouhrim na niecały kilometr przed metą przez drewniany most przebiega... sprintem. (fot. Oscar Haquet Guerrero)

Etap szósty

„Czyż to nie jest jak zakończenie dobrej książki?” – komentuje finisz biegu jeden z jego uczestników. Nie mógł znaleźć lepszego określenia dla finału tej wspaniałej przygody. Biegacze, którzy dobiegli do mety, stają rozradowani, parując w wilgotnym powietrzu. Szerokookie dzieci jak zwykle zbiegły się, by zobaczyć obcokrajowców. Nawet sklepikarze opuścili swoje stragany, by im się przyjrzeć. Mieszają się nastroje: radość, że brało się udział w czymś tak pięknym, ze smutkiem, że już dobiegło końca. Trans Atlas Marathon to tydzień biegu i tańca we mgle, pośród kwiatów. To tydzień zawierania nowych przyjaźni, słonecznych poparzeń i przemoczonych nóg. To siedem dni wstrząsających niebem burz i z milionem gwiazd na nieboskłonie. Było brudno, było ciężko, ale przede wszystkim było przepięknie.

Chcesz pobiec w niezwykłym biegu nawet na końcu świata? Przeczytaj relacje redaktorów i Czytelników RW z innych niesamowitych zawodów:

RW 07/2017

REKLAMA
}