Bieganie a alkohol. Czy piwo na mecie jest zdrowe?

"No, teraz czas na zasłużone piwko" – wielu z nas takimi właśnie słowami często kończy bieg, a nawet trening. Kluczem do zrozumienia tego powiedzenia jest to magiczne słowo: "zasłużone". Wszyscy czujemy bowiem, że alkohol nie powinien być częścią naszej codziennej diety i żeby go wypić, trzeba sobie na niego zasłużyć. A bo kalorie, a bo wątroba, a bo uzależnienie...

Bieganie a alkohol. Czy piwo na mecie jest zdrowe? shutterstock.com
fot. shutterstock.com

Dlatego właśnie piwo po biegu smakuje lepiej. Nie jest obarczone wyrzutami sumienia. Czy słusznie? Czy nam, biegaczom, nie zaszkodzi? Wśród osób, które zadają sobie to pytanie – choć bez przesadnej histerii, bo miłość do piwa bierze w jego przypadku górę nad zmartwieniem – jest Michał Brzeszkiewicz.

To ultramaratończyk i amator złocistego napoju jednocześnie. Nie dość, że organizuje w Łodzi 60-kilometrowe biegi szlakiem lokalnych browarów, to jeszcze prowadzi tam pub o przemiłej nazwie Piwoteka Narodowa. Wśród jego klientów jest mnóstwo biegaczy.

Tak wielu, że dwa lata temu udało się zorganizować Piwną Milę – bieg, który polegał na pokonywaniu kolejnych okrążeń po zamkniętej dla ruchu ulicy i przepijaniu każdego piwem.

RW bada sprawę

„Jestem piwoszem, kocham biegać. Dlatego stworzyłem też drużynę biegową Biegiem po piwo. Obie te pasje łączę też tak, że po treningu lubię wypić sobie browara. Nie jestem biegowym ortodoksem i nie wydaje mi się, żeby to jedno piwko miało wpłynąć na moje wyniki biegowe w jakimś znaczącym stopniu” – dodaje. Michałowi się nie wydaje.

A jak jest naprawdę? Właśnie to, tak całkiem na poważnie, sprawdzała nasza redakcyjna koleżanka ze Stanów – Christie Aschwanden. Zauważyła bowiem, jak wielkim powodzeniem cieszy się piwo wśród biegaczy. Według jednego z amerykańskich sondaży jest ono czwartym napojem – po wodzie, mleku czekoladowym i izotonikach – którym biegający Amerykanie gaszą pragnienie po zawodach i treningu. Christie też lubi piwo i była tak samo skołowana, jak my wszyscy.

Bo jak wiele jest badań, tak dużo też teorii dotyczących picia po bieganiu. Christie słusznie zauważa, że nasze spojrzenie na picie w sporcie jest tak różne, jak czasy, w których żyjemy. Jeszcze w 1904 roku złoty medalista olimpijski w maratonie Thomas Hicks przed biegiem wypijał miksturę złożoną z brandy, strychniny i białka jajek.

Christie po przeczytaniu wielu opracowań na temat alkoholu i sportu postanowiła zainicjować własne badania. Bo kiedy przeczytała, że dwa solidne kieliszki ciężkiego alkoholu tuż przed startem nie wpływają w żaden sposób na wydolność, a jednocześnie niewielka dawka alkoholu po zawodach ogranicza możliwości regeneracyjne, to nie czuła się wcale, ale to wcale mądrzejsza.

Dlatego właśnie poprosiła swego kolegę z Colorado Mesa University – naukowca i trenera jednocześnie – o przeprowadzenie testu na dziesięciu osobach z wykorzystaniem profesjonalnego sprzętu do badania wydolności sportowców. Plan był następujący: pięć kobiet i pięciu mężczyzn miało przejść czterodniowy test.

Pierwszy dzień to 45-minutowy bieg przeprowadzony w tempie, które zmusi organizm do zaczerpnięcia zapasów energetycznych zgromadzonych w mięśniach i wątrobie. Potem wszyscy dostawali piwo. Nazajutrz cała grupa biegła test wytrzymałościowy. Badany miał przebiec na 80 procent swoich możliwości tak długi dystans, jak to było możliwe. Kolejnego dnia znów 45 minut i piwko, a następnego – kolejny test wytrzymałościowy. Piwa biegający dostawali dwa rodzaje: jedno z alkoholem, a drugie bezalkoholowe, tak zwane placebo.

Żaden z biegaczy nie wiedział jednak, który rodzaj mu akurat zaserwowano. Oczywiście dawka alkoholu dostosowana była tak, by każdy badany miał tyle samo promili we krwi, czyli 0,7. Jakie były wyniki badań? Zaskakujące. Jeśli wziąć pod uwagę rezultat całej grupy, to można powiedzieć, że alkohol nie miał żadnego wpływu na wynik osiągnięty na kontrolnym biegu wytrzymałościowym.

Ale jeśli już rozpatrywać testy wydolnościowe z podziałem na płeć, to już co innego. Okazało się bowiem, że kobiety na biegu kontrolnym biegły po alkoholu o 22 procent dłużej niż bez niego, a mężczyźni o 21 procent krócej. Wniosek: panie znoszą alkohol znacznie lepiej od mężczyzn.

Rekord po drinku

„Alkohol nie ma na mnie żadnego wpływu” – powiedziała po badaniu jedna z zawodniczek, matka czwórki dzieci, która przypomniała sobie, że jakiś czas temu, nazajutrz po kolacji, w czasie której wypiła trzy margarity, złamała życiówkę w półmaratonie, wynoszącą 1:36.

„Choć badania nie wskazały jednoznacznie, że piwo wspiera nasze wysiłki treningowe, to uznałam, że trzeba uczcić fakt, że nie przekreśla naszych wysiłków” – zażartowała na koniec eksperymentu redaktorka Runner’s World Christie Aschwanden. Bo żartujemy sobie na temat piwa bardzo często. Takim żartem są tak zwane Piwne Mile – biegi organizowane na całym świecie.

To cztery okrążenia składające się na dystans mili. Każde przepijane małym piwem. Te zawody mamy też w Polsce. Organizują je już w Szczecinie, Krakowie, Pile, Łodzi, Toruniu i Kłodzku.

Organizm chce

W tym ostatnim mieście od trzech lat przygotowuje zawody Paweł Milewski. Pierwsza edycja odbywała się w sąsiedztwie kaplicy, do której akurat tego dnia szła pielgrzymka anonimowych alkoholików. Kolejna już w innym terminie. „To jest naprawdę trudny bieg – uśmiecha się Paweł. – Tylko że w przypadku tych zawodów problemem nie są promile, ale żołądek wypełniony gazowanym, gęstym płynem. Dlatego są tacy, którzy trenują w ciągu roku, by mieć potem wyniki” – opowiada.

Trening można przeprowadzić za pomocą gazowanej wody. Ale to nie to samo. Piwo wchłania się inaczej. Proces szybkiego połykania piwa – bo tempo picia ma ogromne znacznie – można już spokojnie praktykować w fotelu. Tym bardziej że ci, który w Kłodzku startują, wierzą, że złocisty trunek wcale nie szkodzi im na regenerację. Nawet ją wspiera.

„U nas w domu jest tak: jedna szklanka dla mojej żony, która piwa nie lubi, ale po biegu czuje, że organizm się go do maga, a cztery szklanki dla mnie. Bo ja i lubię, i czuję, że regeneracja przyspiesza” – śmieje się Dariusz Ziomek, dumny zwycięzca pierwszej edycji toruńskiej piwnej mili. Wygrał ten bieg mimo tego, że przyniósł sobie cztery piwa 0,5, a nie 0,3 jak wszyscy pozostali. Umie pić i umie biegać – to jest klucz do sukcesu.

Dla kolegów

Przekonanie o tym, że jedno piwo po biegu nie przeszkadza, podziela nawet Mateusz Goleniewski, organizator Złocistej Mili w Toruniu. Dlaczego piszemy „nawet”? Bo Mateusz alkoholu nie pije. Taki ma styl życia i biegania. Może dlatego, że trenuje osiem razy w tygodniu. Ale jego znajomi od piwa nie stronią. „Obserwuję ich i nie wydaje mi się, żeby ta niewielka dawka miała jakiś wpływ na formę. Naprawdę, po jednym czy dwóch piwach nic złego się nie stanie” – przekonuje.

Ale dlaczego zorganizował Złocistą Milę, skoro na co dzień nie pije? Ba, dlaczego w niej pobiegł? „Ten pomysł przywiozłem ze Stanów. Zobaczyłem, jaką te zawody cieszą się tam popularnością. Pomyślałem, że to dobry sposób na integrację”. No właśnie. Nawet jeśli piwo utnie nam sekundę albo dwie na maratonie, to wypite z kolegami po biegu przysporzy nam znajomych.

Nic piw... tfu, pewnego

Co na pytanie: „Pić czy nie pić po biegu?” mówią naukowcy? Czy sprzyjają piwu, czy kategorycznie go zabraniają?

„Małe ilości alkoholu, i to każdego rodzaju, podnoszą poziom »dobrego« cholesterolu we krwi, zmniejszają też skłonność do zakrzepów i pomagają organizmowi lepiej regulować poziom cukru” – mówi Kenneth J. Mukamal, ekspert od alkoholu i zdrowia w Beth Israel Deaconess Medical Center w Massachusetts. To na pewno. Ale problem pojawia się, gdy postawić pytanie idące nieco dalej: Czy alkohol zapobiega chorobom serca lub cukrzycy?

„Tej kwestii nie jesteśmy w stanie rozstrzygnąć. Badania tego nie potwierdzają” – wyjaśnia naukowiec. Wiemy na pewno, że ludzie, którzy piją w obrębie zalecanych limitów (czyli nie więcej niż dwa drinki dziennie dla mężczyzn, jeden dla kobiet), mają od 20 do 25 procent niższe prawdopodobieństwa chorób serca i cukrzycy niż niepijący. Ale znów jest to wynik obserwacji, a nie gruntownych badań. Medycyna nie wskazała jak do tej pory bezpośredniego związku przyczynowego między piciem alkoholu a tymi chorobami. Nie ma badań, które potwierdzałyby zależności fizjologiczne.

„To przekonujące dowody, ale ciągle jednak pośrednie” – mówi doktor Mukamal. Jeśli więc wmawiasz sobie, że będziesz zdrowszy, bo pijesz, oszukujesz sam siebie. Lepiej spójrz prawdzie w oczy. Niestety, jeśli naprawdę chcesz być zdrowy, to po prostu wyjdź z domu i pobiegaj.

Wyniki badań

Oto jak prezentowały się wyniki naszych badań. Analizowaliśmy trzy wskaźniki: RPE, RER i RTE.

Subiektywna ocena ciężkości wysiłku (RPE)

Jeśli alkohol szkodziłby naszej regeneracji, wskaźnik ten powinien iść do góry szybciej i wyżej niż przy próbach bezalkoholowych. Ale nic takiego się nie stało. Wniosek jest więc taki, że umiarkowana konsumpcja piwa nie wpływa na nasze odczuwanie trudów związanych z biegiem po spożyciu alkoholu w dniu poprzednim.

Wskaźnik wymiany oddechowej (RER)

Ten współczynnik mówi nam o tym, z jakiego źródła organizm czerpie energię. Jaki procent potrzebnych zapasów czerpany jest akurat z tłuszczu, a jaki z zapasu węglowodanów. Metabolizm po zaserwowaniu badanym piwa nie zmieniał się, więc można znów postawić tezę, że alkohol nie miał wpływu na wskaźnik RER.

Wskaźnik biegu do wyczerpania (RTE)

Wskazuje czas, w jakim zawodnik jest w stanie biec na 80 procent swoich możliwości. W przypadku tego badania ujawnił się podział. Mężczyźni osiągali swój limit o 21 proc. szybciej, podczas gdy kobiety po spożyciu alkoholu dnia poprzedniego były w stanie biec o 22 proc. dłużej niż zazwyczaj – czyli bez podania piwa.

Wniosek? Facet znacznie gorzej znosi bieganie po piciu.

O wpływie alkoholu na bieganie pisaliśmy również w tych artykułach:

RW 06/2016

REKLAMA
}