RW: Załóżmy, że ktoś miał startować wiosną w maratonie czy półmaratonie, ale zawody zostały odwołane lub przełożone na jesień. Co jeśli taki biegacz nie zmieni swoich dietetycznych przyzwyczajeń, a zostanie zamknięty w domu w ramach kwarantanny albo mocno ograniczy wyjścia przez kilka tygodni?
KB: Zmniejszenie aktywności fizycznej wiąże się ze zmniejszeniem zapotrzebowania organizmu na energię - przede wszystkim wyraźnej zmianie powinny ulec ilości węglowodanów i tłuszczy w diecie. Zachowanie dotychczasowej diety (pod warunkiem, że była ona faktycznie spełniająca ilości wynikające z poziomu całkowitej przemiany materii) przy mniejszej ilości treningów skutkować będzie tym samym, co roztrenowanie z zachowaniem podobnych zwyczajów żywieniowych, tzn. wzrostem masy ciała bądź zmianą proporcji ciała (zmniejszenie masy mięśniowej na korzyść tkanki tłuszczowej).
Osoby, które podczas treningów były na diecie redukcyjnej, są w o wiele lepszej sytuacji - przy mniejszej ilości treningów ich dieta z redukcją kalorii może stać się teraz dietą utrzymującą bieżącą masę ciała.
Dobrze jest mniej więcej określić, ile faktycznie potrzebujemy dziennie zjeść i kontrolować to w różnorodnych aplikacjach na telefon. Tyle w teorii. W praktyce jest szkopuł w tym, że większość biegaczy notorycznie zjada za mało, wprowadzając się w stan niedożywiania. Drastyczne ucięcie jedzenia w okresie zawieszenia treningów może pogłębić ten stan, co w obecnej sytuacji jest mocno nierozsądne.
RW: Przed pandemią koronawirusa eksperci dużo mówili o tym, że siedzenie jest plagą naszych czasów. W warunkach trzymania się zalecenia #zostańwdomu, nawet jak potrenujemy przez godzinę, to resztę dnia już w ogóle spędzamy niemal w bezruchu. W jaki sposób powinniśmy zmodyfikować dietę, ograniczając aktywność, nawet tę wyłącznie rekreacyjną?