Mimo że czytam o odpowiednim nawadnianiu organizmu w czasie biegania od około 30 lat, zdziwił mnie pewien artykuł zamieszczony w "New England Journal of Medicine". Podano w nim mianowicie dane, że nawet 13% maratończyków cierpi na trasie z powodu hiponatremii. Jest to stan, w którym w organizmie jest za mało sodu, powstały w wyniku nadmiernego spożywania płynów.
Hiponatermia może prowadzić do obrzęku mózgu i innych komplikacji zagrażających życiu. W ciągu ostatnich 12 lat aż cztery biegaczki zmarły po biegu wskutek bardzo małego poziom sodu w organizmie. To właśnie hiponatremia jest jedną z najgroźniejszych przyczyn wypadków śmiertelnych na maratonowych trasach.
Początki dylematów
W latach 70. biegacze bardzo mocno wierzyli w to, że w czasie wysiłku należy dużo pić. Tę teorię promował fizjolog sportowy Tim Noakes z RPA, który 7 razy ukończył Comrades Marathon. Opublikował on trzy artykuły, w których namawiał biegaczy do przyjmowania dużej ilości płynów. Ale już w latach 80. zaczął otrzymywać sygnały od sportowców i lekarzy, którzy coraz częściej spotykali się z problemem przeciwnym do odwodnienia - przewodnieniem.
Dr Noakes w 1985 roku opublikował artykuł, w którym przestrzegał przed skutkami nadmiernego nawodnienia organizmu. Niestety, chyba niewielu ludzi przeczytało tę pracę, bo biegacze i triathloniści coraz częściej cierpieli na hiponatremię.
Pić dużo, czy pić mało?
W 2005 roku doktor Christopher Almonds przeprowadził prawdopodobnie największe i najlepsze badania dotyczące tego problemu u biegaczy. Zbadał 488 biegaczy przed i po maratonie w Bostonie. Zebrał dane o ich poziomie sodu i masie ciała. Aż 63 z badanych miało po biegu oznaki hiponatremii.