Trenujesz od miesięcy, masz za sobą krótkie przebieżki, szybkościówki, interwały i wielokilometrowe wybiegania. Nie przypomnisz sobie poranka pod kołdrą w ciepłym łóżku, ale doskonale pamiętasz niejeden zimny świt na swojej ścieżce biegowej. Kiedy „normalni” ludzie wstają z łóżek lub zasiadają wieczorem na kanapie przed telewizorem, Ty „łykasz” szóste kółko wokół stawu czy skweru. Świetnie, ale mimo całego tego wysiłku, jeśli nie zapewnisz swojemu organizmowi odpowiedniej dla biegaczy energii z pożywienia, czyli paliwa o właściwej liczbie oktanów od startu do mety, nie znajdziesz się na niej w czasie, jaki zakładasz.
Odpowiednie „doładowanie” mięśni w czasie długiego biegu jest równie istotne, co zarejestrowanie się na zawody w terminie albo zawiązanie sznurówek przed startem. Jednak o ile te rzeczy załatwisz w mgnieniu oka, o tyle troska o właściwe odżywienie Twojego organizmu powinna się zacząć już przed następnym treningiem.
Nie spal się
Nieważne, czy w czasie biegu będziesz zajadać się energetycznymi żelami, batonami, napojami czy bananami. Wszystkie służą jednemu celowi – mają pomóc Ci w czerpaniu energii nie tylko zmagazynowanej w mięśniach, ale dostarczanej z zewnątrz. Jeśli dojdziesz do tzw. ściany, czyli dopadnie Cię kryzys energetyczny, a nogi będą jak z ołowiu – jest już za późno. Ciało nie odzyska błyskawicznie sił po zjedzeniu kilku żeli i popiciu ich izotonikiem. Sztuka polega na tym, żeby do „ściany” nie doprowadzić i mądrze jeść wcześniej.
U maratończyków pierwszy taki kryzys przychodzi zazwyczaj niedaleko za półmetkiem trasy, w okolicy 27.-29. kilometra. Drugi tuż przed metą. Pojawiają się wówczas zawroty głowy, ogólny brak energii, nieodparta pokusa zejścia z trasy. Krótko mówiąc: wolisz wejść do wanny albo usiąść na chodniku, niż pokonywać dalsze kilometry.