Kiedy po intensywnym wysiłku w upalny dzień ściągasz z siebie totalnie przepoconą koszulkę, jest ona aż nadto czytelną wskazówką, że musisz uzupełnić niedobór wody. Ale kiedy koszulka, spodenki i czapeczka zaczynają wysychać, pojawiają się na nich białe, słone plamy, które są równie ważnym komunikatem.
Możesz mieć wtedy ochotę na słone paluszki albo solone orzeszki, ale - podobnie jak wielu biegaczy - prawdopodobnie poważnie się zastanawiasz, czy ulec tej zachciance. Czy słusznie?
Po co nam sól?
Opinie na temat sodu, głównego składnika soli, są podzielone. Z jednej strony, zbyt duża ilość soli ma podnosić ciśnienie krwi. Zalecana dzienna dawka to 2300 mg, ale nawet ci biegacze, którzy unikają takich słonych „bomb", jak gotowe jedzenie i posiłki w fast foodach, są w stanie bez trudu uzupełnić poziom sodu w organizmie.
Jeśli na śniadanie zjesz płatki zbożowe, na drugie śniadanie kanapkę z indykiem, a między posiłkami wrzucisz do ust garść precelków, już w tym momencie (a przecież do obiadu jeszcze daleko) Twoje spożycie sodu będzie wynosić 1600 mg. Z drugiej strony, jeśli jest gorąco lub intensywnie trenujesz, możesz wraz z wodą wypocić naprawdę duże ilości soli - nawet 3000 mg w ciągu godziny.
Utrata takiej ilości sodu nie jest wskazana, ponieważ pierwiastek ten jest niezbędnym elementem gospodarki wodnej organizmu. „Sód pomaga regulować poziom płynów w organizmie" - mówi dr Bob Seebohar, szef katedry żywienia w sporcie na University of Florida.