Węglowodany to podstawa diety biegacza, a organizm czerpie z nich energię podczas biegu. Brzmi trochę jak truizm lub raczej dogmat wyznawany przez Kościół Biegaczy. Czy to prawda? Nie do końca, ponieważ dzieje się to kosztem innych ważnych paliw dla organizmu.
Niektórzy naukowcy dowodzą, że to tłuszcz powinien stanowić podstawę energii spalanej przez biegaczy długodystansowych i pokonujących dystanse ultra. Skąd więc u sportowców ta obsesja na punkcie węglowodanów?
Dobry PR węgli
Pozyskiwanie energii z węglowodanów w sporcie stało się niemal religią. Profesor Tim Noakes z University of Cape Town, autor książek dietetycznych wywracających przyjęte dotychczas tezy o żywieniu w sportach wytrzymałościowych, (m.in. „The Real Meal Revolution”, napisał też „Lore of Running” - uznawaną za biblię biegania) twierdzi, że to za sprawą sprytnego marketingu węglowodany stały się podstawowym paliwem wśród sportowców wytrzymałościowych.
Sam ukończył ponad 70 maratonów i biegów ultra, więc nie tylko badał naukowo wykorzystanie tłuszczu i białka jako paliwa, ale przetestował ich wpływ na własnej skórze. Profesor Noakes jest zwolennikiem diety paleolitycznej, zwanej paleo (naśladującej zwyczaje naszych przodków, którzy parali się łowiectwem i zbieractwem, a więc: zawierającej dużo białka, tłuszczu i mniej węglowodanów, bazującej na mięsie, orzechach, warzywach i owocach leśnych).
Według niego niektóre osoby przyswajają węglowodany gorzej niż inni. A u tych, którzy są z węglowodanami na bakier, spożywanie ich w dużych ilościach nie tylko spowolni spalanie tłuszczu – może również sprawić, że nie będą w stanie dać z siebie wszystkiego podczas treningu oraz doprowadzić do problemów z wagą i zdrowiem.
Noakes zmienił poglądy dotyczące węglowodanów, kiedy zauważył, że mimo pokonywania 200 km tygodniowo i startów w biegach ultra jego waga pozostawiała wiele do życzenia. Przez 33 lata stosował tradycyjną dietę wytrzymałościowców: dużo węglowodanów, mało tłuszczu, a mimo tego rozwinęła się u niego cukrzyca typu 2.