Co dokładnie jest w burgerach zrobionych ze „100% wołowiny”? Albo w „ciemnym pieczywie” czy maśle oznaczonym napisem „light”? Trudno powiedzieć, mimo że większość opakowań ma etykietę, na której można wyczytać m.in. wartość odżywczą produktu (kalorii, tłuszczu itp.) albo informację o korzyściach lub ryzyku spożycia danego produktu (na przykład „bogaty w błonnik”).
Choć istnieją przepisy regulujące to, co producenci mogą napisać na opakowaniu, w wielu przypadkach takie oznaczenia nie są jasne, a ich interpretacja wymaga dużo więcej niż tylko znajomości układu okresowego pierwiastków. Jako biegaczka czy biegacz chcesz jeść zdrowiej i wybierasz produkty, które wyglądają naturalnie lub powszechnie uznawane są za zdrowe.
Ale działy marketingu w firmach spożywczych nie zasypiają gruszek w popiele. Też chcą coś uszczknąć z tego tortu. I kuszą. Dlatego warto wiedzieć, czy kromka „chleba wieloziarnistego”, którą masz w dłoni, jest warta Twoich pieniędzy i kalorii.
Żeby nie dać się nabić w butelkę, wystarczy nauczyć się właściwego interpretowania zwrotów używanych i nadużywanych przez producentów, a do tego mądrze wybierać. Spróbuj więc zagrać w tę grę i wygrać.
Czytaj też: W owczej skórze: produkty, które tylko udają, że są „fit”