Sakrament na trasie
To był trzeci maraton w biegowej karierze księdza Adama. Tym razem wpadł na pomysł, że założy sutannę.
"Zastanawiałem się, jak będę postrzegany, bo czasem zdarzają się żarty pod adresem księży w stylu »ave satan« i tym podobne" - opowiada.
Skąd taki pomysł? Adam na co dzień należy do Wspólnoty Świętego Jacka, z którą ewangelizuje na ulicach Poznania, oczywiście zawsze ubrany w sutannę. Wcześniej 11 razy był na Przystanku Woodstock, czy na obrzeżach Lednicy.
"Ludzie przeważnie dobrze reagują na sutannę. Podchodzą, żeby porozmawiać, wyspowiadać się. Chciałem sprawdzić, jak to będzie podczas maratonu" - mówi.
I tak szedł z lekką nutką nieśmiałości w butach biegowych i sutannie na start. Niektórzy robili sobie zdjęcia, inni pytali, czy jest prawdziwy. Spotkał też sporo innych księży.
"Bo dużo kleryków i sióstr zakonnych biega, tylko w normalnych strojach i mało kto o tym wie" - tłumaczy Adam.

Na trasie kibice gorąco go pozdrawiali. Zdarzyło się też, że dwóch maratończyków przyszło się wyspowiadać. Jednak najważniejszym i najsmutniejszym wydarzeniem tego maratonu była śmierć jednego z biegaczy.
"Zauważył mnie ratownik i zawołał. Zostałem poproszony o udzielenie ostatniego namaszczenia" - wspomina. Istnieje taka możliwość, że w wyjątkowych sytuacjach można odpuścić grzechy poprzez absolucję generalną. Znalazł się we właściwym miejscu we właściwym czasie.
O całym zajściu dowiedział się biskup. "Byłem na spotkaniu i zanim cokolwiek udało mi się powiedzieć, ksiądz biskup sam spytał, jak udało mi się pokonać maraton w sutannie. Zostało to bardzo pozytywnie odebrane" - mówi Adam.
Pielgrzymka jak trening
Od czego zaczęło się bieganie Adama? Zawsze był żywym człowieczkiem - jak sam o sobie mówi. Chodził do szkoły pływackiej, trenował piłkę nożną, koszykówkę.
"Nawet udało mi się z moją drużyną z wydziału teologicznego wygrać kiedyś rozgrywki koszykarskie" - chwali się. Później często grywał z ministrantami w piłkę, jeździł na nartach i na rowerze. Do biegania zainspirowała go rodzona siostra Patrycja.