Andrzej Wróbel: Nie biegam inaczej

Multimedalista igrzysk paraolimpijskich w biegach na średnich dystansach. Był na igrzyskach w Barcelonie, Atlancie i Sydney. Od dziecka ma niedowład prawej nogi i ręki, ale nie chciał zwolnienia z wuefu. Nie potrzebuje taryfy ulgowej, chce się ścigać z każdym.

Andrzej Wróbel - paraolimpijczyk Agata Wawrzyniak
Fot. Agata Wawrzyniak

"W sumie na paraolimpiadach wywalczyłem trzy złote krążki, co było bardzo przyjemnym przeżyciem. Bo w sporcie liczy się tylko zwycięstwo, srebrny medal nigdy nie jest tym, co złoty" - opowiada Andrzej, siedząc w swoim poznańskim mieszkanku, które otrzymał od władz miasta za sukces odniesiony w Sydney.

Dostał prawo do zamieszkania w lokalu, który jest własnością PTBS. Miał trochę farta. Właśnie w Sydney Szymon Ziółkowski zdobył pierwszy dla Poznania złoty medal olimpijski i dostał w nagrodę mieszkanie.

Potem ze złotym medalem przyjechał Andrzej i nie zabrakło życzliwych osób, które postarały się, by mistrza paraolimpiady także potraktować "normalnie". Nie musiał już wysiadywać w portierni akademika, miał własny kąt. Jako sportowiec niepełnosprawny nie czuł się gorszy od tych "normalnych". Jak mówi, miał niezłe warunki do przygotowań.

"Medaliści mieli wypłacane stypendia, nagrody finansowe, które pozwalały na zaspokojenie przynajmniej podstawowych potrzeb i utrzymanie diety" - zapewnia Wróbel.

Porzucenia i powroty

Po igrzyskach miał zawsze dosyć biegania. Taki "bieganiowstręt".

"Nie biegałem przez kilka miesięcy i wreszcie jadłem to, co chciałem" - śmieje się Andrzej. "Ale zawsze wracałem do biegania. To prawda, że przymierzałem się do bardziej »przyjaznych« dyscyplin, niewymagających takiego poświęcenia, jak bieganie" - zdradza.

Wrócił także na studia. Nie czekał na zakończenie kariery. Andrzej powiedział sobie przecież, że zdobędzie wyższe wykształcenie. Gdzieś, po drodze, miłość do matematyki się ulotniła, no i zaczął patrzeć realistycznie na życie. Wybrał Wyższą Szkołę Zarządzania i Bankowości w Poznaniu.

"Czasy były takie, że po matematyce mogłem być co najwyżej nauczycielem, a tego nie chciałem, głównie ze względu na zarobki. Zacząłem się rozglądać za czymś innym niż matematyka, no i wtedy trafiłem do WSZiB. Dostałem bardzo dużą pomoc ze strony uczelni" - podkreśla. "To, że w ogóle skończyłem studia, bo w zasadzie już je skończyłem, zawdzięczam przyznanym tu stypendiom. Szkoła ufundowała mi pomoc materialną, z której mogłem opłacić czesne i kupić pomoce niezbędne do nauki". Ukończył studia licencjackie, potem uzupełniające magisterskie.

Nie zastosował wobec siebie taryfy ulgowej nawet podczas egzaminu na prawo jazdy.

"Uznaję to za duże osiągnięcie, bo uczyłem się jeździć samochodem standardowym. Przy zmianie biegów puszczałem kierownicę i operowałem dźwignią lewą ręką, bo prawą nie mogę. Tylko na takich samochodach można było zrobić »prawko«, na automatach lub półautomatach nie było to wtedy możliwe" - mówi z dumą. Prawo jazdy przydało się, bo bez niego nie mógłby pracować jako przedstawiciel handlowy.

Kolejne wyzwanie - maraton

Andrzej nie przywiązywał wagi do dokumentacji swoich sukcesów. Nie zbierał wycinków prasowych, zdjęć, nie zapisywał wyników i czasów. Te nieliczne z czasem poginęły. W korytarzu na framudze drzwi wisi pęk medali. Te najważniejsze, olimpijskie, razem z plastikowymi krążkami z biegów ulicznych.

"Jaką mam życiówkę na 10 km?" - zastanawia się Andrzej. "Teraz około 37 minut".

Dobrze pamięta swoje wyniki z 2011 r., bo są kamieniami milowymi do maratonu: 39,16 na 10 km, 1:28.18 w półmaratonie. Bieganiem zaraził swoją żonę Agnieszkę. Jak mawia o niej z czułością, "trochę już pobieguje". Nawet spróbowała swoich sił na zawodach. Razem z trenerem mają wspólny cel: przebiec maraton.

Andrzej chce "sprawdzić" swego trenera, ale zdaje sobie sprawę, że nie będzie lekko. "Tadek potrafi się zakręcić koło 3 godzin, a dla mnie to będzie pierwszy maraton w życiu" - śmieje się Andrzej. Nie zamierza jednak dać Tadkowi taryfy ulgowej. Biega po 150 km w tygodniu. Maraton już w kwietniu w Rotterdamie. Andrzej nie zapisuje się do biegów ulicznych jako niepełnosprawny.

Tłumaczy, że wszyscy są równi, a on jest szybszy od wielu "normalnych" biegaczy.

Andrzej Wróbel - urodził się 4 XII 1965 r. W dzieciństwie miał wylew krwi do mózgu, który spowodował niedowład prawej części ciała. Na Igrzyskach Paraolimpijskich w Barcelonie (1992 r.) wywalczył złoty medal na dystansie 800 m i brązowy na 1500 m. W Atlancie (1996 r.) brąz przywiózł za 800 m i złoto za 1500 m. Ostatnimi igrzyskami było Sydney. W Australii obronił tytuł mistrza paraolimpiady na 1500 m.

RW 3/2012

1 2
STRONA 2 z 2
REKLAMA
}