Runner's World (RW): Podobno niektóre z Twoich utworów układasz w trakcie joggingu. Myslovitz od lat jest na topie i to nie dzięki komercji i schlebianiu prostym gustom publiki. Może należałoby zaaplikować polskim muzykom obowiązkowe treningi biegowe?
Artur Rojek (AR): (śmiech) Może? Ale poważnie, w trakcie biegania rzeczywiście często teksty same zaczynają układać się w mojej głowie. Najczęściej biegam w lesie. Takie otoczenie działa na mnie inspirująco.
RW: Gdy trenujesz ludzie Cię rozpoznają? Nie dziwią się? Biegający rockman?
AR: W trakcie joggingu rzadko spotykam ludzi, a jeżeli już, są to zwykle moi znajomi. Inaczej sprawa ma się na wyjazdach, gdy jestem w trasie. Wtedy rzeczywiście zdarzają się takie sytuacje, ale zwykle jest to bardzo przyjemne i nie przeszkadza mi w treningu.
Często się zdarza, że to właśnie koledzy muzycy się dziwią. Gdy dowiedzą się, że w trakcie jednego treningu przebiegam 15 kilometrów, robią wielkie oczy ze zdziwienia. Takie odległości pokonują wyłącznie w samochodach.
RW: Stan ciała i umysłu po długotrwałym biegu określasz jako bliski medytacji.
AR: Wydaje mi się, że jest to stan znany i bliski wielu biegaczom. Głę- bokie uczucie relaksu i spokoju przez kilka godzin po bieganiu to jedno z najprzyjemniejszych uczuć, jakie przeżywam. To bardzo korzystnie wpływa na całe moje życie.
RW: Kiedy odkryłeś, że jogging to Twój sposób na ładowanie akumulatorów?
AR: Przez 12 lat trenowałem pływanie. Połowa mojego życia jest związana ze sportem. Z wykształcenia jestem trenerem pływania i przez większą część swojego życia nie wyobrażałem sobie siebie nigdzie indziej, jak tylko na basenie.
Kiedyś podobne uczucia, jak po biegu, przeżywałem po długotrwałych treningach pływackich. Dzięki temu wiedziałem, że każdy długotrwały wysiłek, w tym bieganie, zadziała podobnie. To było naturalne w moim wypadku i nikt nie musiał mnie do tego przekonywać.