Badwater to liczący 217 km bieg, którego meta znajduje się na szczycie Mount Whitney Portal, na wysokości 2530 m n.p.m., a linia startu – przy wyschniętym, słonym jeziorze Badwater, 86 m poniżej poziomu morza. To jedno z najbardziej gorących miejsc na świecie. Temperatura przekracza tu 50 stopni Celsjusza.
Zawodnicy biegną szosą, często pod górę. Na pokonanie trasy mają 48 godzin. Mimo to co roku blisko stu biegaczy z całego świata próbuje przełamać granice własnych słabości i pokonać Dolinę Śmierci. 16 lipca 2012 roku był wśród nich 37-letni Darek Strychalski z niewielkich Łap koło Białegostoku.
W piekle już był
Darek przeszedł już jedną "Dolinę Śmierci". Miał osiem lat, kiedy wpadł pod samochód. "To było na początku września, w Olsztynie, gdzie wtedy mieszkaliśmy. Wracałem do domu ze szkoły, wysiadłem z autobusu i wpadłem prosto pod koła nadjeżdżającej ciężarówki" – opowiada.
Przed Badwater Darek przebiegł ultramaraton w Hiszpanii i grecki Spartathlon. Nie miał pieniędzy na podróż do Aten, więc dotarł tam na własnych nogach.
Lekarze nie dawali mu szans. Przeszedł trzy trepanacje czaszki, przez dwa miesiące był w śpiączce, trzy przeleżał w szpitalu. Kiedy się obudził, nie wiedział, co to stół, krzesło, nawet własnej mamy nie rozpoznał. Wszystkiego musiał się uczyć na nowo. Po wypadku został mu niedowład prawej części ciała. Ma krótszą nogę, niesprawną rękę i nie widzi na lewe oko. Po roku wrócił do szkoły, powtarzał drugą klasę.
"Nie było łatwo, koledzy się z niego śmiali, raz nawet został pobity – wspomina pani Zofia, mama Darka. – Zamknął się w sobie. Jego życie to była szkoła – dom. Ze sportem niewiele miał do czynienia".
Skończył technikum rolnicze, przez chwilę pracował w sklepie, wolny czas spędzał na działce. "Z tym bieganiem to był właściwie przypadek – opowiada Darek. – Chciałem zrzucić trochę brzuszka i zacząłem trenować. Spodobało mi się".
Maraton to pestka
Miał wtedy 25 lat, mieszkał z rodzicami w Łapach (wcześniej często się przeprowadzali, bo ojciec był wojskowym). W 2002 roku wystartował w swoim pierwszym półmaratonie Gusiew-Gołdap, potem był Maraton Białostocki. W tym ostatnim uzyskał dobry czas – 3 godziny 36 minut, właściwie bez większych problemów. Tak odkrył swoją pasję. Poznał nowych ludzi, otworzył się, zaczął wyjeżdżać za granicę. "Kto wie, może gdyby nie bieganie, dzisiaj siedziałbym pod budką z piwem" – śmieje się Darek.