Blok w centrum Wrocławia, VI piętro, 50 metrów kwadratowych, w tym duży pokój pełen sztalug i farb, z bieżnią mechaniczną i rowerem stacjonarnym. To jednocześnie sala telewizyjno-kinowa, pracownia malarska Patrycji, adiunkta na ASP, i centrum treningowe jej partnera, biegacza teamu Salomon Elite, kolegi z zespołu Katalończyka Kiliana Jorneta, Francuza Francoisa D’Heane i Norwega Stiana Angermunda. To w tym mieszkaniu przygotowuje się w czasie pandemii do startów, biegając pod górę, po płaskim, albo mieszając jedno z drugim. No i mieszając z dobrym polskim hip-hopem, typu O.S.T.R. czy Vixon, który Bartka motywuje na przykład:
„To, co kiedyś było nierealne, dziś trzymam w dłoni
Oby to nie zniszczyło mnie
Ciągle jeszcze mam tę szansę, by wygrać finał i zdobyć
To, czego najbardziej chcę,
Tworzymy swoje legendy”.
„Ale muzyki słucham tylko na bieżniach stacjonarnych, nigdy w terenie” – śmieje się biegacz. We wrześniu spędził tu 21 dni na covidowej kwarantannie (przeszedł jak przeziębienie), na miesiąc przed docelową, najważniejszą na świecie imprezą dla biegaczy górskich – Golden Trail World Series, w której nazwie w tym roku słowo „Series” zastąpiono „Championship”.
Rozgrywany od 3 lat w różnych zakątkach globu i uznawany za najbardziej prestiżowy cykl biegów górskich w roku zarazy w całości przeniesiono w jedno miejsce: na portugalskie Azory, na wyspę Faial. Zawody składały się z prologu i 4 biegów rozgrywanych przez 5 dni – taki turniej finałowy Ligi Mistrzów dla biegaczy górskich. Wprawdzie nie były to ani mistrzostwa świata, ani Puchar Świata, ale zwycięstwo w tych zawodach może jest nawet ważniejsze – w końcu rywalizują tu najlepsi, którzy często w MŚ nie biorą udziału.
Komentarze