Bear po angielsku oznacza niedźwiedzia, ale też "wytrzymywać, znosić". Nic dziwnego, że takie imię wybrał sobie twardziel Grylls, zamiast nadanego mu przez rodziców imienia Edward.
Biegać zaczął na służbie w armii. "W British Special Air Service wytrzymałość bojowa opiera się na bieganiu – wspomina podróżnik. – Nie zatrzymywaliśmy się, dopóki nie skończyliśmy, wymiotując obok drogi".
Po odejściu z wojska na jakiś czas odpuścił sobie jogging. "Wróciłem do niego, kiedy po raz pierwszy zaproponowano mi udział w reklamie. Pomyślałem, że skoro mam zdjąć koszulkę, lepiej zacznę robić brzuszki i biegać".
W 2003 roku przebiegł maraton w Londynie w dość niecodzienny sposób. "W sukni balowej i z metrową peruką na głowie, zbierając pieniądze na wsparcie walki ze stwardnieniem rozsianym – mówi Grylls. – Kiecka ocierała mi skórę. Za każdym razem, gdy ją unosiłem, żeby nałożyć wazelinę, tłum reagował, krzycząc: »Łuu!«" – śmieje się biegacz. Twierdzi, że dotarcie do mety zajęło mu wtedy wieki. Było to dokładnie 4 i pół godziny.
Powrót do formy
Mając 22 lata, złamał kręgosłup w wypadku spadochronowym. "Jestem przekonany, że kluczem dla mojej rekonwalescencji był ruch – przyznaje. – Robiłem trening obwodowy, jogę, biegałem trzy razy w tygodniu po 40 minut. Teraz plecy mnie bolą, kiedy nie ćwiczę".
Uwielbia biegać w butach minimalistycznych. "Pomogły mi przejść z lądowania na pięcie na szybszy, bardziej intuicyjny styl biegania. Na początku odczucia w nich były dziwne i miałem sztywne łydki, ale po jakimś czasie poprawiłem swoje czasy i zacząłem odczuwać mniejsze oddziaływanie na stawy" – twierdzi Grylls.
Komentarze