Delikatny, elektroniczny sprzęt na różnego rodzaju wyprawach przewozi się często w specjalnych pojemnikach firmy Pelican. Można na nich siadać, skakać po nich czy topić je w rzece, a producent daje gwarancję, że skrzynia nie ulegnie zniszczeniu, a sprzęt nie zamoknie. Od tej gwarancji są jednak trzy wyjątki. Reklamacji nie podlega sprzęt uszkodzony w wyniku ataku niedźwiedzia grizzly i rekina oraz w wyniku działań dziecka do lat 5.
Obawiam się, że gdyby była taka skrzynka chroniąca biegaczy od uszkodzeń w czasie treningów (i między nimi), to często mielibyśmy problem z uznaniem reklamacji. Najłatwiej byłoby nam udowodnić, że nie traktujemy swoich mięśni, stawów czy ścięgien z wściekłością i siłą niedźwiedzia czy rekina. Chociaż i tu mam wątpliwości, widząc twarze biegaczy na finiszu, podbiegach, interwałach czy treningu korpusu. Gorzej jednak byłoby z tym trzecim wyjątkiem. Właściwie nie ma biegacza, którego jakaś kontuzja nie byłaby wynikiem niefrasobliwości godnej czteroletniego brzdąca.
Czy zawsze robisz rozgrzewkę, poświęcasz czas na rozciąganie, dbasz o odpoczynek, odpuszczasz trening, kiedy ból nie pozwala biec? Pytań, które warto sobie postawić i na które warto znać dobrą odpowiedź, by mieć dożywotnią gwarancję na bieganie bez kontuzji, jest więcej (sprawdź w lipcowym RW na stronie 44). Ale kiedy już je poznasz i wcielisz w życie, to jedynym Twoim problemem na trasie pozostanie grizzly.
RW 07/2017