Polska w budowie oznacza także tysiące remontowanych chodników, a co za tym idzie tysiące tabliczek z napisem "Przejście drugą stroną ulicy". Nie znoszę tych tabliczek. Są one reliktem czasów, kiedy to druga strona ulicy była oddalona o kilka metrów, a przechodziło się przez ulicę, gdzie się chciało. Nawet można było się nie rozglądać, czy coś jedzie, bo samochodów było niewiele, a jak już jakiś jechał, to głośno ryczał (zwróciliście może uwagę, drodzy koledzy w wieku zaawansowanym, jak bardzo bezszelestne zrobiły się samochody za naszego życia?).
Tabliczek "Przejście drugą stroną ulicy" musieli kiedyś wyprodukować dużo za dużo, więc przetrwały do wieku XXI i są wtykane na każdym kroku. Ich idiotyzm jest porażający, w większości przypadków bowiem stoją one w miejscach, gdzie druga strona ulicy jest hen, daleko, niedostępna, oddzielona barierką albo płotkiem. Ulica ma dwa, a czasem nawet trzy pasy ruchu w jedną stronę i żeby na tę nakazaną drugą stronę się dostać, trzeba najpierw dojść (dobiec) do przejścia dla pieszych, co szczególnie złości w sytuacji, gdy przejście minęło się mniej więcej kilometr wcześniej (przykład: Wał Miedzeszyński w rejonie budowy stołecznego Stadionu Narodowego parę tygodni temu).
Oczywiście na bieg z powrotem do przejścia decyduje się w takiej sytuacji tylko oszalały miłośnik przepisów drogowych. Człowiek normalny spokojnie mija barierki, prześlizguje się między ogrodzeniami i biegnie dalej, pilniej patrząc pod nogi. Albo i nie patrząc, bo akurat na wyżej wspomnianym Wale sytuacja była taka oto, że biegnie się niebezpiecznym, dziurawym chodnikiem, potem jest zagrodzone, tabliczka, lekceważy się tabliczkę i biegnie dalej chodnikiem z usuniętymi płytami, wygodnym, równym, bez porównania bezpieczniejszym niż ten niezagrodzony.
Tabliczki o drugiej stronie ulicy należą do licznej rodziny napisów asekuracyjnych. Zamiast pomyśleć o tych, co przemieszczają się chodnikiem i zostawić im bezpieczny przesmyk – wiesza się tabliczkę, bo tak wygodniej. I w razie gdyby ktoś złamał nogę, jest się krytym. Podobnie tabliczki "Uwaga, opadające tynki" czy napisy "Uwaga, spadające sople". Niech potem ktoś próbuje wystąpić z pretensjami, że dostał w łeb. Była tabliczka? Była. Administracja jest niewinna.
Komentarze