* Bartek Olszewski - maratończyk, ultras, jeden z najszybszych amatorów w Polsce, trener biegania oraz autor bloga WarszawskiBiegacz.pl
---
Pisząc o bieganiu, nie mam wcale na myśli niezwykle ciężkich treningów. Nie mówię też o zawodowcach, bo to ich praca. Często muszą ryzykować i wystawiać organizm na największe przeciążenia, żeby odnieść sukces. Piszę o Was, drodzy amatorzy.
Bieganie wciąga. Dla wielu jest odskocznią od codziennych trosk. Staje się swojego rodzaju uzależnieniem, od którego ciężko się uwolnić. Całkiem dobry nałóg, ale w pewnym momencie potrafi być naprawdę niebezpieczny. Znacie historie znajomych biegaczy, którzy mimo kontuzji starali się robić wszystko, żeby pobiec zawody? Nawet gdy był to bieg o przysłowiową pietruszkę. Albo innych, którzy po ciężkiej kontuzji natychmiast zaczynali trening na 100%?
Pierwsza rada zawsze będzie najprostsza – odpoczynek. Nie ma kontuzji, którą można „pójść i rozbiegać”. Rozbiegać to można sztywne nogi po drzemce. Niech to będą 2-3 dni wolnego, może tydzień. Dziesiątki razy robiłem takie przerwy, kiedy organizm zaczynał szwankować. Zawsze kiedy o tym zapomniałem, później żałowałem.
Czasami nie mogę uwierzyć, jak ktoś – utykając – nie jest w stanie odpocząć tygodnia, ba, nawet dwóch dni, bo boi się utraty formy. Ciężko się patrzy na biegaczy powracających po ciężkich urazach, ale niewyciągających żadnych wniosków. Jeszcze się nie zagoiło, ale już piłujemy dalej. Czasem kończy się to szczęśliwie, ale przeważnie tylko pogłębiamy kontuzje i wpadamy w spiralę, z której już ciężko się wydostać.