Biegnij za horyzont [felieton Jacka Fedorowicza]

Drogie dzieci, dziś o nestorach. W tym felietonie będą padały liczby niewyobrażalne, na przykład 90+, i nie będzie chodziło o dodatek do emerytury.

Jacek Fedorowicz: satyryk, aktor, biegacz i felietonista Runner's World Tomasz Woźny
Jacek Fedorowicz: satyryk, aktor, biegacz i felietonista Runner's World (fot. Tomasz Woźny)

Jak liczną mamy w Polsce grupę wciąż biegającą, mającą powyżej osiemdziesiątki? W zeszłym roku w oficjalnych zawodach startowało w kategoriach K80+ i M80+ trzydzieści parę osób. Doliczyłem się tego na podstawie wyników umieszczanych w internecie. Poświęciłem na liczenie cały miesiąc. Rachowałem wytrwale, pamiętając o zasadzie, że w internecie nic nie ginie, najwyżej się chowa i nie daje odszukać.

Tu wtręt osobisty. Miesiąc poświęcony na grzebanie w komputerze to dużo, ale gdy się weźmie pod uwagę, że emeryt ma jednak więcej czasu, a do tego okropnie mu zależy, by się dowiedzieć, czy w 2018 roku udało mu się wedrzeć do pierwszej piątki M80+ w kraju, to żaden czas poświęcony na szperanie w wynikach nie wydaje się przesadnie długi. Od razu informuję, że się nie udało. Do piątki. Ale do pierwszej dziesiątki to i owszem, może nawet do pierwszej szóstki na 5 i 10 km się wdarłem (5 km – 00:31:06 i 10 km – 01:03:43), co sprawia, że chociaż od tych najlepszych dzieli mnie przepaść, to jednak jestem człowiekiem ambicjonalnie spełnionym. Mogę umierać (choć na razie nie zamierzam).

Wracając do tematu – czynnych biegaczy 80+ mamy w kraju niewielu, a biegaczek jeszcze mniej. Nie wiem, jak Polska tu wypada w porównaniu z innymi krajami, ale przeczucie mi mówi, że mizernie. Mamy na to szereg usprawiedliwień: zabory (nie żartuję!), dziesięciolecia zapóźnienia cywilizacyjnego, w tym 40 lat PRL, a także coś w rodzaju blokady mentalnej właściwej krajom zapóźnionym, niepozwalającej zaakceptować wysiłku fizycznego jako formy rekreacji.

W początkach mojego biegania, w latach 70., ludzie w ostateczności tolerowali biegającą młodzież („Pewnie zawodnik – biegnie, bo musi”). Natomiast ja, bliski czterdziestki, musiałem starannie ukrywać fakt, że robię to z własnej woli. Zwykłe buty, ubranie, lekka teczka pod pachą, że niby autobus mi uciekł. Odpoczynek to kanapa i piwko, biegać dla relaksu może tylko jakiś porąbany. 

To się na szczęście radykalnie zmienia, szczególnego przyspieszenia dostało w ostatnich 20 latach, ale skutki trudnego dzieciństwa, zaniechań, może i niedożywienia, czy braku szeroko dostępnej opieki medycznej widać po mnie i moich rówieśnikach. Za 10 lat będzie na pewno zupełnie inaczej: nadchodzi fala krzepkich seniorek i seniorów, wśród których ja, z moimi wynikami z zeszłego roku, nie załapię się pewnie i do pierwszej setki. No, może przesadziłem: dziewięćdziesiątki.

A propos: wszyscy na pewno widzieliście zdjęcia Fauja Singha, rekordzisty świata w kategorii M90 – charakterystyczną postać biegacza w turbanie. On mi zawsze przypominał smętną prawdę, że w tej kategorii nie biegał dotychczas u nas nikt. O ile mi wiadomo, ani jeden Polak nie dotrwał jeszcze do M90. Dopiero w tym roku ma szansę stawać na starcie nasz pierwszy dziewięćdziesięciolatek – Jan Stachow, rocznik 1929. Mam nadzieję, że znajdą się w Polsce organizatorzy, którzy wstawią do regulaminu kategorię M90+ i że Stachow z tego skorzysta.

Serdecznie mu życzę,  by startował też i w tym roku.

Na zakończenie przeróbka lub raczej uprzyzwoicenie pewnego nieprzyzwoitego żartu popularnego w sferach seniorskich: „Hela, zdejmuj kieckę, idziemy na trening, zrobimy dychę”. „Ależ Kaziu, dzisiaj zrobiłeś już dwie piątki, piętnastkę i półmaraton!”. „Tak? Cholera, przez tę sklerozę to ja się kiedyś kontuzji nabawię!”.

JF

Ten felieton był pierwotnie opublikowany w magazynie Runner's World w numerze marzec-kwiecień 2019

REKLAMA
}