Tytułowa Afrykanka pochodzi z YouTube'a. Już dawno chciałem o tym napisać, ale wciąż wpychały się do kolejki pilniejsze tematy.
Pamiętacie może filmik z ostatniego Maratonu Warszawskiego? Bardzo był popularny, ale jeżeli ktoś nie widział, to w skrócie – pewna Afrykanka prowadziła w kategorii pań, ale tuż przed metą zaniemogła. Padła na asfalt, jakby na zamówienie żądnego ciekawych zdjęć filmowca kilkanaście metrów przed kamerą, i próbowała wstać. Do przodu, do tyłu, czyli jakby „z mostka”, za każdym razem znów padała.
Przy drugim krawężniku jezdni pojawiła się tymczasem konkurentka, przebiegła, a dotychczasowa prowadząca dalej próbowała się podnieść, aż wreszcie zrezygnowała – tyle było na Youtubie.
W internecie rozgorzała dyskusja. Padały zarzuty: dlaczego przebiegła i nawet nie spojrzała, dlaczego nie pomógł jej kamerzysta, dlaczego zawiedli organizatorzy. Padały też od razu odpowiedzi, że wcale nie zawiedli: pomoc nadeszła, ale dopiero wtedy, gdy było pewne, że zawodniczka sama nie dobiegnie.
Gdyby jej pomogli już w pierwszej minucie prób dojścia do pionu, to zostałaby zdyskwalifikowana, przepadłby cały ponad 40-kilometrowy wysiłek i spore przecież pieniądze, a zwycięska konkurentka – ktoś stwierdził nie bez słuszności – całą swoją taktykę biegu oparła na założeniu, że prowadząca nie wytrzyma przyjętego przez siebie tempa. I rzeczywiście, ten błąd się zemścił.
Czy ta, która w efekcie zwyciężyła, miała zrezygnować z wygranej? Cóż, było jak było, taki jest sport, szczególnie ten na najwyższym poziomie.