Wojciech Czyż: piłkarz, który stracił nogę i został mistrzem sprintu

Wojtek Czyż miał być zawodowym piłkarzem, ale po fatalnym wypadku na boisku amputowano mu nogę. On jednak nie poddał się i nie porzucił marzeń o sukcesie sportowym. Trzy lata później na stadionie w Atenach zdobył złoty medal w sprincie.

Dirk Krull
Podczas igrzysk widziałem pływaków bez rąk i nóg. Dlatego byłoby bezczelnością, gdybym narzekał - mówi Wojtek Czyż. (fot. Dirk Krull)

1 września 2001 r. był dla Wojtka spełnieniem marzeń. Zaproszono go na trening piłkarzy Fortuny Köln. Trening przebiega fantastycznie, Wojtek jest naprawdę dobry. Podchodzi do niego trener i informuje go, że może zostać.

"Powiadomiłem rodzinę, że w poniedziałek wprowadzam się do hotelu w Kolonii" - opowiada Wojtek. Miał wtedy 21 lat i jego marzeniem, które właśnie zdawało się spełniać, było zostać zawodowym piłkarzem.

15 września ostatni raz gra dla swojego dawnego klubu - VfR Grünbach. "W pewnym momencie dostałem podanie do przodu i rzuciłem się w kierunku pola karnego. Jeśli byłem w czymś dobry, to na pewno w biegach" - wspomina.

Przed szesnastym metrem zauważa, że nie przejmie piłki i przyspiesza. Bramkarz Niederauerbach (100 kg i 190 cm wzrostu) też nie zwalnia. Wcześniej doszło między nimi do sprzeczki, typowy konflikt na linii bramkarz-napastnik.

"Chcę go przeskoczyć, jednak on mnie nie przepuszcza - przypomina sobie Wojtek. - Prawą nogę mam w powietrzu, lewa opiera się jeszcze na palcach. Dostał mnie wyciągniętą nogą. Moje kolano wygięło się do tyłu i znowu do przodu. Przewracam się i krzyczę. Leżąc, myślę tylko: Jak dotrzesz w poniedziałek do Fortuny? "

Wojtek jest wyszkolonym ratownikiem sanitarnym i widząc swoje kolano pojął, że jego marzenie o piłce właśnie się skończyło.

Uciekający czas

Na miejscu sanitariusze przeoczają coś bardzo ważnego: w nodze niewyczuwalny jest puls. Uraz kolana spowodował przerwanie ukrwienia podudzia. Przy tzw. zespole niedokrwiennym Volkmanna należy w jak najkrótszym czasie przeprowadzić operację, inaczej wystąpi martwica mięśni.

W szpitalu w Grünstädt lekarze od razu widzą, co się dzieje, ale chirurg naczyniowy nie pełni dyżuru i operacja nie przywraca krążenia. Wojtek jest wielokrotnie transportowany. W Kaiserslautern sala operacyjna jest zajęta. W końcu w Homburgu, o 1 w nocy, przeprowadza się operację - ponad 9 godzin po faulu! Po tygodniu, na własne życzenie, Wojtek zostaje przeniesiony do Moguncji.

Dirk Krull
W 2001 roku przez błąd lekarski Wojtkowi amputowano nogę. Trzy lata później zdobył olimpijskie złoto na 100 m, 200 m i w skoku w dal. (fot. Dirk Krull)

Jego lewa noga poniżej kolana w dużej części już uległa martwicy. "Pomimo starań lekarzy, tydzień w Homburgu był najgorszy w moim życiu. Każdego dnia słyszałem coś innego: Uratujemy nogę, musimy amputować kilka palców, nie, jednak amputujemy całą nogę. I tak w kółko". Przy tym wciąż bóle i czarne myśli. Amputowano całą nogę poniżej kolana.

Życie na 5 nogach

Bez trudu można znaleźć Wojtka w tłumie kolońskiej Wyższej Szkoły Sportowej. Skupia na sobie więcej spojrzeń niż trenujące tam studentki. Idąc, lekko trzęsie się, ale to przez założoną protezę do skoków. "Dysponuję czterema protezami: na co dzień, do joggingu, do sprintu oraz do skakania" - wylicza.

Jestem zadowolony z życia i tego, co osiągnąłem. Jednak jest całkowicie inaczej, kiedy ma się dwie zdrowe nogi.

Właściwie ma pięć nóg. Lewe udo tkwi w trzonie protezy, do którego się ona mocno przysysa. Pod trzonem, tam gdzie wcześniej znajdowała się rzepka, wystaje metalowy przegub. Wieloma śrubami Wojtek reguluje protezę, jeżeli nie funkcjonuje ona prawidłowo. Ze sztuczną nogą Wojtek może wyczyniać wszystko: biegać, skakać, grać w piłkę nożną, nawet jeździć na nartach.

Odkłada ją tylko do spania lub pływania - woda może uszkodzić mikroprocesor, który steruje ruchami protezy. W nocy jest ładowana. W przypadku wyczerpania się baterii metalowa noga by zesztywniała i bardziej przeszkadzała niż pomagała. Gdy Wojtek porusza się o protezie „codziennej", w porównaniu z chodzącym na zdrowych nogach nie widać żadnej różnicy.

Jego ruchy są płynne i równomierne. Proteza do skakania utrudnia zwykłe poruszanie się. Została zaprojektowana do większych obciążeń i mocno sprężynuje. Komuś, kto podczas treningu przygląda się temu młodemu lekkoatlecie, nieuchronnie przychodzą na myśl filmy science-fiction.

Wojtek jest lekkoatletą-cyborgiem: 9/10 to człowiek, a 1/10 to maszyna. Taka proteza jest bardzo kosztowna. Całodzienna kosztuje 25 000 euro, do skakania - 15 000. Na szczęście producent jest sponsorem Wojtka.

Wyjście z dołka

Po amputacji życie Wojtka zawaliło się. "Po marzeniach" - powinno widnieć na gipsie nałożonym na okaleczoną nogę. Ale gdzie jest noga... Pierwsza proteza, którą otrzymuje, jest koszmarna. Nie trzyma się i sprawia ból podczas chodzenia. Odwagi dodają mu listy od ludzi, których wcale nie zna. Także niedoszły klub, 1 FC Kaiserslautern, odzywa się i organizuje mecz benefisowy.

Jeden z lekarzy umieszcza w pokoju Wojtka mężczyznę, który również stracił nogę. "Facet opowiadał tylko, że teraz w moim życiu nic już więcej nie zrobię, a o joggingu mogę zapomnieć. Potem wypisał mi nazwy różnych maści, które miałyby pomóc przy problemach z protezami".

Inny lekarz namówił Wojtka, aby zadzwonił do Roberta Simonazziego i Herberta Gantera, którzy opiekują się sportowcami takimi jak on w klinice w Ichenhausen. Simonazzi jest terapeutą sportowym po amputacji nogi, zdobył wiele złotych medali w zawodach paraolimpijskich. Ganter jest inżynierem biomedycznym i specjalistą od techniki protez.

Sklejone marzenia

Pierwszego dnia w nowej klinice, gdy Wojtek jest zajęty swoimi myślami, do pokoju wkracza przysadzisty, silny mężczyzna. Tylko przygląda się Wojtkowi, nie mówi "Cześć", nie przedstawia się, kim jest. Mówi tylko: "Nie myśl sobie, że już nie obrócisz żadnej panienki".

Roberto Simonazzi uzmysławia Wojtkowi, o co chodzi. "Pokazał mi, że mogę wieść normalny tryb życia, bez ograniczeń. Kiedy wmaszerował do pokoju zupełnie normalnie, pomyślałem: To nie może być ten Roberto Simonazzi, o którym słyszałem, że również ma jedną nogę. Później podciągnął nogawkę od spodni i ujrzałem jego protezę".

Simonazzi pokazuje Wojtkowi film z paraolimpiady z 1992 r. w Barcelonie. Wówczas zdobył złoto w dziesięcioboju z jedną tylko nogą. "Moje marzenie było więc nadal aktualne: wbiec na wypełniony po brzegi stadion i usłyszeć swoje nazwisko. Z chwilą gdy ujrzałem kadry z Barcelony - wszystkie miejsca wyprzedane, wiwatujący, totalnie zachwyceni ludzie - wiedziałem już, że również chcę tam być. Tylko nie miałem najmniejszego pojęcia, jak tego dokonać" - opowiada Wojtek.

Po rozmowie zapadła decyzja: Wojtek podda się terapii w tamtejszej klinice. Jednak musi odczekać pół roku do zagojenia się kikuta - na tyle, aby można było nosić sportową protezę. Herbert Ganter wykonuje protezę, a Wojtek zaczyna pracować nad sobą. Talent do szybkiego biegania, również z tylko jedną nogą, nie zaniknął. Zostanie więc sprinterem.

Podczas paraolimpiady w Atenach, w 2004 roku, zaledwie 3 lata po feralnym zdarzeniu, wygrywa złoto w biegu na 100 metrów i 200 metrów, jak również w skoku w dal. Ludzie na stadionie wiwatują i skandują jego nazwisko.

Nie patrz wstecz

Bramkarz nawet nie odwiedził Wojtka w szpitalu. "Nie czuję do niego gniewu, ale też nie odczuwam sympatii. On mnie nie interesuje" - mówi Czyż. Lekarzom, którzy zastosowali niewłaściwe leczenie bądź za późno je zaordynowali, Wojtek wytoczył procesy, który zakończyły się jego wygraną.

"Przyznano się do nieprawidłowości, czego mogę jeszcze oczekiwać? Czy mam poświęcić resztę życia na rozpamiętywanie? Na świecie żyją ludzie z gorszymi kalectwami, którzy mimo to wiodą szczęśliwe życie. Podczas paraolimpiad spotykam ludzi bez ramion i nóg, którzy płyną, zakładając się, kto z nich jest szybszy. W porównaniu z nimi nie mam żadnych problemów".

Co uczyniłby Wojtek, gdyby zaoferowano mu transplantację prawdziwej nogi? Tym razem nie pada typowa dla niego błyskotliwa riposta. Bardzo długo się zastanawia. "Prawdopodobnie bym się zgodził - Wojtek śmieje się. - Jestem bardzo zadowolony z mojego życia i z tego, co osiągnąłem. Jednak jest całkiem inaczej, kiedy ma się dwie własne, zdrowe nogi".

Potem ten wolny od problemów mężczyzna wstaje i jeszcze troszeczkę podskakuje. Obok na rozbiegu grupa sprawnych studentów stara się o zaliczenie ze skoku w dal. Tylko nielicznym udaje się skoczyć na wymaganą odległość. Już podczas rozgrzewki Wojtek Czyż skacze dużo dalej.

Dlaczego biegam?

Trzy argumenty Wojtka Czyża:

  1. Ponowna nauka biegania pokazała mi, że mogę prowadzić normalny tryb życia.

  2. Zawsze miałem talent do biegania i on nie zniknął, gdy straciłem jedną nogę. Dzięki temu mogę nadal spełniać swoje marzenia.

  3. Bieganie jest fundamentem każdej dyscypliny sportowej. Daje mi siłę i kondycję potrzebną do jazdy na nartach czy gry w piłkę nożną.

RW 02/2007

REKLAMA
}