Brytyjska Agencja Czytelnictwa sprawdziła, jakie efekty przynosi czytanie dla przyjemności. Uwaga, to ważne: dla przyjemności! Wśród korzyści eksperci wymienili lepsze relacje z innymi, zredukowanie objawów depresji i ryzyka demencji oraz polepszenie samopoczucia w ogóle. Brzmi znajomo? Przypomina coś choćby częściowo? Jakby uczucie po solidnie wykonanym treningu? No to czytamy dalej!
Naukowcy z uniwersytetu w Liverpoolu dowiedli, że czytanie książek dla przyjemności przez co najmniej trzydzieści minut tygodniowo może pozytywnie odbić się na zadowoleniu z życia. Regularni czytelnicy rzadziej się stresują, lepiej rozumieją uczucia innych, łatwiej nawiązują kontakty z nieznajomymi i pielęgnują przyjaźnie. I jak ze skojarzeniami? Każdy zaprzyjaźniony ze ścieżkami biegowymi pewnie przynajmniej część z tych bonusów przynosi właśnie z treningów. Czytajmy zatem dalej.
Brytyjczycy postanowili sprawdzić, jakie efekty da czytanie u osób stroniących od książek. Przeciwników słowa drukowanego mieszkających w Londynie i okolicach zaproszono do eksperymentalnych grup czytelniczych. Wypełnione później ankiety dowiodły, że uczestnicy spotkań zaczęli bardziej ufać swoim umiejętnościom, zdolnościom komunikacyjnym i poznawczym. Byli też po prostu z siebie dumni. Czyli... wystąpił klasyczny syndrom biegacza na mecie.
Warto tu jednak podkreślić i pamiętać, że wszystkie te profity, bonusy i korzyści tyczą się osób, które czytają dobrowolnie i czerpią z tego satysfakcję. Co znowu nasuwa bardzo silne skojarzenie ze sportem.
Na szczęście z bieganiem jest tak, że choćby zapierać się z całych sił, podczas wysiłku endorfiny i tak się uwolnią, głowa się dotleni, a mięśnie dostaną dodatkową porcję odżywczej krwi. Wiem, bo nieraz testowałam. Bieganie na fochu, w złości, z piorunami w oczach, bieganie w marazmie i niechęci też przynosi efekty. Bezspornie natomiast robienie tego samego z pozytywną motywacją efekt daje znacznie większy.