Choć we wrześniu skończy 42 lata, w życiu napisał tylko jeden list motywacyjny. Nie dlatego, że starał się o pracę – chciał wziąć udział w Biegu Kreta, czyli, jak mówią niektórzy, sięgnąć po Sudeckiego Świętego Graala: przebiec 377 km ze Ślęży na Śnieżkę, potem na Śnieżnik i z powrotem na Ślężę. Tego wyczynu mogą się podjąć tylko wybrańcy i jemu, dzięki dotychczasowym dokonaniom i determinacji, udało się w tej grupie znaleźć. Dominik Komendacki z Głogowa, spawacz w KGHM-owskiej kopalni miedzi Lubin, maratony biega po szychcie, wracając w ten sposób z pracy do domu. Ultramaratony – oto jego specjalność.
Bieganie zamiast roweru
Wszystko zaczęło się w 2012 roku. Dominikowi posypało się życie. Rozpadło się jego małżeństwo, zmieniał pracę, wszystko szło źle. „W takich momentach facet albo zaczyna pić, albo szuka sobie zajęcia. No to ja postanowiłem poszukać zajęcia” – śmieje się.
Kto wie, czy świat biegaczy usłyszałby o Dominiku, gdyby nie zraził się do... wycieczek rowerowych. „Przyjaciel mojego taty, facet po pięćdziesiątce, zawsze uprawiał sport, między innymi jeździł na rowerze. No to pomyślałem, że ja też spróbuję” - tłumaczy.
„Miałem taki plan, że będę jeździł tym rowerem nad morze, objadę Polskę, wyskoczę na wycieczkę do lasu. Mój pierwszy wypad był z Głogowa do Łagowa – 130 kilometrów. Ojciec musiał mnie zabrać stamtąd autem, bo jak dojechałem na miejsce, to nie mogłem ruszyć ani ręką, ani nogą” – opowiada.
Z wycieczkami Dominik Komendacki skończył, ale na rowerze jeździ do dzisiaj, traktując go jako środek komunikacji. Krótko potem w lokalnej telewizji usłyszał o Jerzym Górskim i organizowanym przez niego w Głogowie Crossie Straceńców, organizowanym na torze motocrossowym Górków, najczęściej na dystansach 7, 14 i 21 km. W głowie zakiełkowała mu myśl: niezłe, może wezmę udział.