Dzięki bieganiu uciekam żarciu i pracoholizmowi [list czytelnika]

Mirona pochłonęła praca i żarcie - sam tego nie może nazwać jedzeniem. Ta mieszanka doprowadziła do bulimii. Jego zdrowie było w fatalnym stanie. Wtedy widok biegaczki spowodował, że postanowił spróbować zmienić swoje życie. I dzięki treningom wyszedł na prostą.

bieganie a bulimia, bieganie a zaburzenia odżywiania, bieganie motywacja shutterstock.com
Mironowi udało się uciec od pracoholizmu i bulimii / shutterstock.com

Samotność w tłumie, w wielkim mieście, poczucie pustki i ciągła pogoń za czymś. A nawet nie wiem teraz, za czym tak pędziłem. Nawet nie zauważyłem, gdy pochłonęła mnie praca, straciłem kontakt ze znajomymi, chęci i sens życia. Na początku nie przeszkadzało mi to, zawsze byłem wycofany, nie byłem duszą towarzystwa. Z czasem jednak poczułem się źle, samotny, zagubiony.

Dopadło mnie coś, czego się nie spodziewałem - żarcie (specjalnie nie piszę jedzenie). Zaczęło mną rządzić, a ja by pozbyć się nadmiaru jedzenia, zacząłem się "oczyszczać". Kompulsywne objadanie pojawiało się u mnie w najgorszych momentach 4 razy w tygodniu, traciłem wtedy całkowicie kontrolę nad tym, co jem, ile jem i co później się dzieje.

Gdy zaczęły boleć mnie zęby, kości, mięśnie i wiele innych części ciała zrozumiałem, że muszę coś z tym zrobić. Zacząłem w Excelu zaznaczać na czerwono dni, gdy uległem i na zielono dni, gdy się trzymałem. Przez 2 pierwsze miesiące zapisywania statystyki były porażające, zbyt wiele czerwonego. Ból kości, zębów, skurcze, słabe włosy, nocne duszności i poty, spuchnięte ciało (i wiele innych skutków ubocznych). Moja kondycja psychiczna leżała na łopatkach.

Wstydziłem się pójść do lekarza - przecież to choroba nastolatek, bałem się reakcji ludzi. Czasem wychodziłem z domu tylko po to, by się czymś zająć, uciec i nie myśleć o żarciu, na samą myśl o opychaniu się trzęsły mi się ręce. Niektóre moje ucieczki z domu kończyły się w sklepie, a później już tylko pokłon w toalecie. Mieszkam niedaleko stadionu i parku, moje życie odmieniła nieznajoma biegaczka z napisem na koszulce: "Mam na to wybiegane". Bardzo spodobały mi się te słowa, trafiły prosto do mojej głowy.

Mój stan psychiczny i fizyczny nie był wtedy najlepszy, ale te słowa były dla mnie jak kopniak na otrzeźwienie. W tym całym pędzie i stresie, jaki mnie otaczał biegacze wydali mi się być szczęśliwi. Zabiegani, szczęśliwi, pozytywni wariaci - to coś dla mnie. Chodziłem do parku oglądać biegających ludzi, aż w końcu, po około miesiącu, sam zacząłem truchtać. Moje niedobory witamin i minerałów, spuchnięte ciało wcale nie chciały współpracować. Stanąłem przed wyborem, czy chcę coś w życiu spróbować zmienić, czy tkwić na dnie.

Zacząłem czytać informacje o bieganiu, diecie biegacza, korzyściach płynących z biegania, postanowiłem zawalczyć o siebie, przecież i tak nie miałem już zbyt wiele do stracenia. Pomimo dna, jakie osiągnąłem, mam charakter i chęć do walki, do życia. Początki były ciężkie czasami bieg nawet na 5 km był dla mnie drogą przez mękę. Zakochałem się w bieganiu po uszy wymyśliłem sobie hasło: "Wybiegnij z bulimii". I tak wybiegam wytrwale, i z uporem, kiedyś może będę czuł się na tyle pewnie, by powiedzieć uciekłem bulimii.

Moje statystyki w dniach czerwonych i zielonych bardzo się poprawiły, teraz dzień czerwony zdarza się epizodycznie. A praktycznie już wcale. Wciąż muszę być jednak czujny. Obecnie czuję się świetnie! Przebiegłem maraton poniżej 4 h! (Ciekawostka: największą trudność sprawiało mi to, że na punktach odżywczych byli inni ludzie, wtedy jeszcze wolałem jeść i pić w samotności).

Na biegach poznałem wielu fantastycznie zakręconych ludzi. Cudów jednak nie ma, ja nadal jestem wycofany, ale mam do kogo napisać sms czy zadzwonić, wymienić się doświadczeniami, poradami, pożartować. Często biegam z siostrą, ogólnie całą rodziną teraz jesteśmy rozbiegani i to bardzo nas do siebie zbliżyło. Bieganie łączny pokolenia, ale również różne charaktery. Aż wstyd się przyznać, że w momentach, gdy miałem "czerwony maraton", moja mama grzała mnie nawet na krótkim dystansie.

Obecnie przygotowuję się do ultramaratonu, zdecydowałem się na rozmowę z psychologiem i dietetykiem. Zrobiłem badania, wszystko mam obecnie w normie. A spojrzenie Pani dietetyk i stwierdzenie, że widać, że trenuję i jestem aktywny było bezcenne. Takie pozytywne komentarze to najlepsza nagroda i motywacja. Pani psycholog powiedziała, że bieganie spadło mi w odpowiednim momencie jak gwiazdka z nieba.

Dlatego chcę podziękować biegaczce, która biega we Wrocławiu w białej koszulce "Mam na to wybiegane". Jeśli to czytasz, nawet nie wiesz, jak mi pomogłaś. Grono członków mojej biegowej rodziny wciąż się powiększa, bez nich nie dałbym rady. W ciężkich chwilach zawsze rozmawiam o bieganiu, jest to temat, który mnie uspokaja i relaksuje. Już samo mówienie o bieganiu pozytywnie na mnie wpływa, a gdy biegnę czuję się bezpieczny i szczęśliwy. Zaraziłem miłością do biegania kilka osób i to zaliczam, do moich największych sukcesów. Jeśli człowiek lubi to, co robi. Wie, po co to robi i zaraża tym innych. To znaczy, że robi coś wartościowego i robi to dobrze. Jest zbyt wiele biegów do przebiegnięcia, aby marnować sobie życie!

W Internecie często czytam artykuły o zaburzeniach odżywiania, niestety spotykam się z tym, że zawsze znajdą się ludzie komentujący w sposób delikatnie mówiąc chamski. Bardzo proszę o to, aby powstrzymać się przed negatywnymi komentarzami, mi to nie przeszkadza, ale domyślam się, że są osoby, które to dodatkowo zdołuje. Nie oczekuję też komentarzy typu: "Powodzenia". Chciałbym zwrócić Waszą uwagę na problem i abyście czasem przyjrzeli się zachowaniu osób z Waszego otoczenia, na początku nie jest za późno na pomoc. Moje problemy nie trwały długo, ale są ludzie, którzy walczą z tymi zaburzeniami już kilkanaście lat.

Miron

Zobacz również:
REKLAMA
}