Miałem już w życiu powykręcane, ponaciągane i ponadrywane wszystko, co się dało, po kilka razy zresztą. Wyjątkiem w tym spisie miejsc regularnie nawalających był jedynie Achilles, co czyni ze mnie jednostkę nietypową. Ogół biegających najczęściej ma kłopoty z Achillesem właśnie, który mnie akurat nie nawalił jeszcze nigdy. Może dzięki temu, że zawsze unikałem przesadnie komfortowych butów?
W zeszłym miesiącu, po dłuższej przerwie spowodowanej prawym kolanem, które wyłączyło mnie z biegania zaraz po tym, jak zaleczyła się lewa kostka, która zresztą zaczęła nawalać, gdy tylko skończył się ból w prawym dwugłowym – zacząłem powoli do biegania wracać. Jednocześnie postanowiłem spróbować, jak to jest na bosaka.
Jako osobnik doświadczony wiedziałem, że wszelkie zmiany wprowadzać należy stopniowo i ostrożnie. Pierwsze próby wykonałem na dość gładkiej ścieżce rowerowej, późnym wieczorem, żeby nie budzić sensacji, i byłem zaskoczony, że jednak można. Postanowiłem więc zacząć próbować na zmianę w butach i bez. Niestety, los postanowił, że taki eksperyment to za mało, że powinienem jednak przejść na bieganie wyłącznie na bosaka i w tym celu postawił na mojej drodze kolejną wystającą płytę chodnikową.
Płyty te stanowią przekleństwo mego życia. Mam pogruchotane kolana, łokcie i barki, bo potykam się na tych płytach i przewracam już od lat z rzadko spotykaną regularnością. Chyba że wyjeżdżam z Warszawy – wtedy rzadziej, bo wszędzie indziej jest równiej. Normalnemu biegaczowi chodnikowa płyta nie wadzi, bo albo po chodniku nie biega, tylko chodzi, biega zaś w miejscach do tego przeznaczonych, albo – gdy już musi biec po chodniku – biegnie krokiem wystarczająco sprężystym, żeby o żadne wystające części chodnika nie zahaczać.
Ja poruszam się krokiem właściwym mojemu wiekowi i możliwościom organizmu, czyli w taki sposób, że stanowię żywą ilustrację określenia "powłóczyć nogami". Powłóczę, a do tego niedowidzę, ponadto często truchtam chodnikami, ponieważ przed wielu laty oświadczyłem, że po to uprawiam bieganie, żeby się całkowicie uniezależnić od samochodów i komunikacji miejskiej. To mnie skazało na chodniki.