Eliud Kipchoge jest oficjalnie najszybszym człowiekiem na Ziemi, od kiedy we wrześniu 2018 roku w Berlinie pobił rekord świata w maratonie z czasem 2:01:39, poprawiając wynik swego rodaka Dennisa Kimetto aż o minutę i 18 sekund. Po tym nieprawdopodobnym wyczynie rozmawiamy z nim w głównej siedzibie jego sponsora w Hadze.
Eliud spokojnie je ciasteczko, choć wokół niego zrobił się potężny szum. Gospodarze telewizyjnych show na całym świecie chcą, żeby wystąpił właśnie u nich, ale Eliud za każdym razem mówi: „Nie”. Albo raczej: „W porządku, dziękuję”. Po takiej odpowiedzi wszyscy wiedzą, że na wizytę najszybszego człowieka świata nie ma szans i przestają dzwonić. Eliud ma bowiem umowę na wyłączność z Nationale Nederlanden.
Kiedy patrzysz na niego, jak biegnie, widzisz naoliwioną maszynę. Trochę tak jak Tom Dumoulin, kiedy jedzie na rowerze, albo Miles Davis, gdy gra na trąbce. Jest jednością z ulicą, jednością ze swoim ciałem i jednością z Bogiem. A teraz je ciasteczko. Bardzo słodkie ciasteczko.
„Chcesz jedno?” – pyta mnie Eliud i zanim zdążę odpowiedzieć, podsuwa mi ciasteczko pod nos.
To, jak działa, odzwierciedla jego wyniki. Patrzę na niego, z tymi jego wyrazistymi oczami i zębami jak z reklamy pasty do zębów, które tak idealnie pasują do jego treningowej kurtki. Bije z niego spokój. Nie da się chyba być bliżej Boga niż teraz, jedząc z nim to ciasteczko.
Eliud miał niedawno urodziny (5 listopada – przyp. red.), skończył 34 lata. Powtarzamy jego imię z dwóch powodów. Po pierwsze, brzmi naprawdę ładnie, a, po drugie, ten facet jest pewien tego, że w niedalekiej przyszłości złamie czas 2 godzin w maratonie. Eliud zapewnia, że NN Running Team, którego jest częścią i który powstał w kwietniu 2017 roku, ma przed sobą świetlaną przyszłość. To pierwszy profesjonalny team biegowy na świecie.