Ewa Swoboda miała różne momenty w swojej karierze. Lata bardzo dobre, z medalami mistrzostw Europy, ale też trudniejsze, kiedy nie wszystko szło tak, jakby tego oczekiwała. Parafrazując powiedzenie, że pieniądze szczęścia nie dają, można stwierdzić, że szybkie bieganie też go nie gwarantuje.
Ale, jak przekonuje Ewa, najlepsza obecnie polska sprinterka i ambasadorka marki Puma, w drugą stronę to już działa. Bo teraz, kiedy naprawdę czuje się szczęśliwa, kiedy udało się jej przetrwać trudne momenty związane z zeszłoroczną kontuzją, to biega najszybciej w swojej karierze. I liczy na to, że w tym roku pobije rekord Polski na 100 metrów z 1986 roku, czyli pobiegnie szybciej niż 10,93 sekundy.
Runner's World: Jaki najdłuższy dystans przebiegłaś w życiu?
Ewa Swoboda: Dwa razy brałam udział w ulicznym biegu charytatywnym na dystansie 5 kilometrów. Wiem, że to nie jest dla mnie. Na treningach, kiedy robiliśmy wybiegania, najdłuższy przebiegany dystans to były 4 kilometry, więc ta „piątka” to było już dla mnie wyzwanie. To oczywiście nie tak, że na drugi dzień DOMS-y nie pozwalały mi chodzić: w końcu ciało jest w ciągłym treningu. Tym bardziej że tempo nie było zawrotne, jakieś 5-6 minut na kilometr, ale jednak długie dystanse to nie moja bajka.
RW: Ale na takich dystansach można poczuć euforię biegacza. Czy czujesz coś takiego w sprincie?
ES: Staram się bawić bieganiem. Szczególnie teraz sprawia mi ono niesamowitą frajdę. Pewnie to wynika z faktu, że kiedy miałam w zeszłym roku kontuzję, to wszystko nie wyglądało tak różowo. Nie zawsze po biegu było fajnie. Ale w tym roku naprawdę wszystko składa się do kupy i sprawia mi to mnóstwo frajdy.
RW: Co się zmieniło?
ES: Dużo zmieniło się w mojej głowie. Poukładałam sobie swoje priorytety w życiu. Wiem, co jest naprawdę ważne, a co takie ważne naprawdę nie jest, a czym się kiedyś przejmowałam.