Franciszek Gogół i Dino w biegu dookoła Polski

Franciszek i Dino podjęli się wyzwania: przebiec Polskę dookoła. To znaczy pan Franciszek biegł, a Dino siedział, ale w tej samej intencji. Swoim wyczynem chcieli zwrócić uwagę na często trudny los zwierząt. Od maja do lipca 2015 roku pokonali łącznie ponad 3200 kilometrów.

Franciszek Gogół i piesek Dino Archiwum własne
fot. Archiwum własne

Franciszek Gogół jest zdunem. Naprawia i buduje piece. Ale nie jest z niego taki zwykły zdun. Pan Franciszek ma 57 lat i doskonale wie, co znaczy słowo pasja, co znaczy współczucie, co znaczy troska o zwierzęta. Potrafi się wzruszyć losem porzuconego psa i potrafi też obiec Polskę dookoła. Jego bieg trwał 64 dni.

Zaczął się na początku maja w Legnicy – gdzie pan Franciszek mieszka – i tam też się skończył, dokładnie 13 lipca 2015 roku, po 3 200 kilometrach. Co skłoniło prawie 60-letniego robotnika z Legnicy do takiego wysiłku podczas dwumiesięcznego urlopu? Troska o zwierzęta, a właściwie historia jednego psiaka.

Jak masz dość, skacz na pięty

"W 2011 roku wracałem z pracy samochodem i zobaczyłem przy drodze suczkę, która wychodziła z rowu za każdym razem, kiedy słyszała nadjeżdżający samochód. Zatrzymałem się, nakarmiłem ją, posiedziałem z nią pół godziny, a potem wróciłem do domu. A potem… A potem żałowałem, że nie wziąłem jej ze sobą" – opowiada ze łzami w oczach.

Po czterech latach od tego zdarzenia to chyba właśnie ten żal wypchnął pana Franciszka na trasę biegu. Żal i inny, dwuletni już pies – Dino. Do domu legniczanina trafił po jego spotkaniu z suczką przy drodze. Trafił trochę przypadkiem, trochę przez przeznaczenie. Pan Franciszek naprawiał piec u pewnej pani, której akurat szczeniła się suka. Powiedział, że jeśli jedno ze szczeniąt będzie czarne – czyli takie jak tamta psina porzucona przy drodze – to on je bierze. No i Dinuś urodził się czarny, ale z czasem zrobił się rudy.

Rudy, energiczny i skory do biegów. A bieganie pana Franciszka zaczęło się w 2008 roku. Dziś ten weteran biegów długodystansowych ma na koncie 40 maratonów, 50 półmaratonów i kilka ultra. Jego życiówka w maratonie to 3:15.

"Lubię ludzi, którzy mają w życiu pasję, których coś do przodu pcha. Dla mnie taką pasją jest bieganie. Wcześniej, bo właściwie od dzieciństwa, jeździłem na rowerze. Za dzieciaka na szosie, a za dorosłego w bikemaratonach. Wracałem z pracy, wsiadałem na rower i jechałem 30 kilometrów do Bolkowa. Koledzy śmiali się, że na obiady tam pewnie jakieś śmigam. Ale rowery są za drogie. Zrezygnowałem z nich. Wybrałem tańszy bieg".

Dinuś też ma już w nogach sporo kilometrów. Do biegu dookoła Polski przygotowywali się dość długo. Niemal każdego dnia robili dwa treningi. Pierwszy, 10-kilometrowy, o piątej rano, drugi, 20-kilometrowy, już po pracy. Dino daje radę. Ludzie przed wyruszeniem pana Franciszka na trasę śmiali się, że pupil przybiegnie dwa tygodnie przed nim. Ale i pan Franciszek potrafi go zmęczyć.

Jak Dino miał dość, to zaraz biegł za panem i naskakiwał mu na pięty, jakby chciał zatrzymać ruch nóg. Kiedy byli na trasie, robili dziennie od 50 do 60 kilometrów. Tak dużo, bo bieg był, rzeczywiście, dookoła Polski. Biegli przy granicy. Chociaż to właściwie pan Franciszek biegł, bo Dino siedział w wózku. Za ruchliwie jest na drogach, żeby mógł swobodnie latać. A jak im było na trasie? Franciszkowi ciężko. Dino tak się do wózka przyzwyczaił, że już nawet wolał jeździć niż biegać. Taki spryciarz.

Mała, wielka podróż

Pan Franciszek pchał więc dalej wózek, a miał już poważne kontuzje obu nóg i zakażenie od kleszcza. Codziennie wstawał o 4 rano, żeby przed trasą wysmarować sobie nogi i przygotować do trasy. Dino na początku też wstawał, ale potem mu przeszło i o godz. 4 to otwierał tylko na chwilę jedno oko.

Na trasie było gorąco, bywało mokro, rzadko kiedy były pobocza, za to często koleiny. Pan Franciszek nie miał czasu na zwiedzanie, rzadko kiedy podskoczył coś zobaczyć. No i często – mimo codziennych telefonicznych odpraw z przyjacielem z Legnicy – gubił się. Raz musiał nadrobić nawet 20 kilometrów.

"We wschodniej Polsce drogowskazy wskazują na duże miasta oddalone o 300 kilometrów, ale takich na pobliskie miejscowości to nie ma" – śmieje się pan Franciszek. On sam miał już w głowie drogowskaz na dom. Już bardzo tęsknił za rodziną. Co zrobił, jak wrócił? Jak świętował? Nijak, bo trzeba było wrócić do pracy.

Pan Franciszek miał miesiąc urlopu płatnego, a miesiąc bezpłatnego. A że mu się na co dzień nie przelewa, to było później w pocie czoła reperować domowy budżet. Ale ani biegać, ani pomagać nie przestali.

Przed snem była tylko chwilka na parę stron książki "Mała wielka podróż" Rosie Swale Pope, która po śmierci męża postanowiła w ciągu 5 lat obejść świat dookoła. Pan Franciszek zanurzał się więc na chwilkę w tę romantyczną lekturę, ale zaraz potem zasypiał i dopadała go proza życia. I to już po godzinie, dwóch godzinach snu. Dlaczego? Bo Dino koszmarnie chrapie.

W 2016 roku Franciszek Gogół planuje bieg dookoła Dolnego Śląska. Zbiera już fundusze na bieg dookoła Europy, który zamierza odbyć w 2018 roku. Jeśli więc ktoś chciałby ich wspomóc, to może zajrzeć na stronę Facebooka: Franek i Dino biegną dalej. Tam jest numer konta i informacje, jak można pomóc.

RW 07/2015

Zobacz również:
REKLAMA
}