Pokonywanie kolejnych kilometrów na poligonie w niewygodnych butach, pełnym umundurowaniu, z ciężkim plecakiem i karabinem w rękach. I do tego jeszcze to słońce i kurz wdzierający się do nosa i oczu... Takie wspomnienia mogą skutecznie wybić żołnierzom myślenie o bieganiu. Ale nie wszystkim.
Jednym z wyjątków jest generał brygady Roman Polko, dawniej głównodowodzący GROM-u i szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego, a obecnie członek zespołu zajmującego się Strategicznym Przeglądem Bezpieczeństwa Narodowego.
O bieganiu na początku służby wojskowej
Jego doświadczenia z bieganiem z pierwszych lat służby wcale nie są takie złe. Nieswojo zrobiło się generałowi dopiero po objęciu dowództwa GROM-u w 2000 roku. Wymyślono wtedy egzamin z wychowania fizycznego w sztabie generalnym. Wystarczyło tylko wystartować w biegu, żeby zaliczyć egzamin, więc większość egzaminowanych przez całe 3 km po prostu szła sobie wokół stadionu. Ale nie generał Polko.
"Biegłem wtedy samotnie, a wszyscy patrzyli na mnie jak na idiotę, myśląc zapewne, co to za narwaniec, który męczy się, zamiast kultywować spacerowy tryb życia. W polskiej armii przeważała mentalność rodem z Ludowego Wojska Polskiego, gdy oficer wracający pijany do domu to norma, a założenie spodenek, koszulki i butów do biegania nie przystoi poważnemu człowiekowi"- martwi się Polko.
O "niepasowaniu" do standardowego wizerunku generała
Nie tylko biegacze, ale wszyscy sportowcy tryskają energią, częściej się uśmiechają i sprawiają wrażenie dużo młodszych, niż są. "Nie jestem wcale najmłodszym polskim generałem - uśmiecha się Polko - i wcale jakoś rekordowo szybko nie awansowałem, ale każdy, kto mnie spotyka, zwraca uwagę, że jestem młody. I coś w tym jest, skoro moja żona, kiedy była na nominacji generalskiej w Pałacu Prezydenckim, była przerażona, gdy zobaczyła grupę smutnych, zmęczonych życiem panów w mundurach".