Sześciu mężczyzn spotyka się przed biegiem w górach w pobliżu miasta State College w Pensylwanii. „Stary” jest oczywiście terminem względnym, ale pod każdym względem ci biegacze, którzy zbiegają zboczem góry w porannej mgle, kwalifikują się jako starzy. Są siwowłosi, nieco zgarbieni, skrzypią im kolana, trochę niedosłyszą – wszystko, czego można oczekiwać od ludzi, którzy dorastali, gdy Beatlesi przechodzili po pasach przez Abbey Road.
Ale błędem byłoby nazywać ich starcami. To Starzy Ludzie Gór, członkowie sztafety na 50 mil, sławnej w tym rejonie Gór Allegheny w hrabstwie Center. Najmłodszy biegacz, „dzieciak”, niedawno skończył 68 lat. Najstarszy z nich, George Etzweiler, ma 100 lat – urodził się w 1920 roku – tym, w którym swoją premierę miał niemy film „Brzdąc” Charliego Chaplina.
Niewysoki i dyszący jak pociąg George w ten chłodny poranek prowadzi swój zespół górskimi serpentynami i szutrowymi szlakami na trening. Razem z innymi przygotowuje się do corocznego Tussey Mountainback 50-Miler. Od 2007 r. George namawia innych starych biegaczy, aby wstali ze swoich bujanych foteli i razem z nim pobiegli w tych zawodach.
Czarny Chevrolet Avalanche przyspiesza żwirową drogą, gdy mężczyźni zatrzymują się na chwilę, żeby go przepuścić. "Samochód!" - krzyczy John Knepley, który dotąd cztery razy startował w sztafecie Starych Ludzi Gór. Wszyscy schodzą na bok, z wyjątkiem George'a, który nawet ze swoim aparatem słuchowym RadioShack nie słyszy ostrzeżenia.
"Samochód jedzie, George!"
"Och - mówi zaskoczony George. - Dobry Boże".
Mężczyźni pomagają George'owi na stromiźnie krawędzi drogi, gdy Chevy mija ich powoli, a potem zatrzymuje się. Kierowca opuszcza szybę i wskazuje George'a w pomarańczowej kurtce. "Hej, to ten facet, prawda? - pyta kobieta. - Stary facet, który biega".