Runner's World (RW): W 2006 r. berliński maraton był teatrem jednego aktora. Nazywał się Haile Marathon. Czy tak miało być?
Haile Gebreselassie (HGS): Do 15. kilometra biegła jeszcze spora grupa. Pierwsze pięć kilometrów było za szybkie, potem znowu wolniej. Najlepiej czułem się, gdy biegłem swoim tempem.
RW: Na mecie uzyskałeś 2:05.56. Do rekordu Paula Tergata zabrakło 61 sekund.
HGS: Na półmetku biegłem o 3 sekundy szybciej niż Paul Tergat, ale przeszkadzał mi wiatr. Tak to jest w dużych miastach, gdzie są rozgrywane maratony, że raz wieje w plecy, raz z boku, a najczęściej prosto w twarz. Cieszę się, że przebiegłem poniżej 2:06. Przed biegiem rozmawiałem z moim menedżerem, który jest w Pekinie. Powiedział, że powyżej 2:06 to nie jest OK, ale poniżej to już jest dobrze. Jestem zadowolony z wyniku. To mój rekord życiowy.
RW: Po 35. kilometrze zwolniłeś. Trudno było utrzymać tempo i urwać jeszcze 61 sekund?
HGS: Jak powiedziałem, wiało prosto w twarz i nie miałem za kogo się schować. Bolała mnie też lewa stopa. Mały palec zamienił się w wielki pęcherz. To mi utrudniało bieg.
RW: Mówiłeś przed biegiem, że maraton berliński jest dla Ciebie bardzo ważny. Ale do Londynu masz chyba ostatnio pecha. W 2006 roku byłeś przecież dopiero dziewiąty z czasem 2:09.05. Przyznałeś, że to był najgorszy bieg od 12 lat i jest Ci wstyd. W 2007 roku nawet zszedłeś z trasy.
HGS: Zatarłem się (Haile śmieje się)! W Londynie było za zimno, padało, a wilgotność powietrza powyżej 90%. Tego nie lubię. W Berlinie była znakomita pogoda - ciepło i mała wilgotność (27 stopni Celsjusza).
RW: Maraton berliński w 2007 roku był znowu spektaklem jednego aktora. Byłeś bardzo zdeterminowany, by pobić rekord świata?
HGS: Znakomicie się czułem. Rzeczywiście, byłem zdeterminowany, aby złamać rekord Tergata, mojego serdecznego przyjaciela. Zadzwoniłem do niego zaraz po maratonie. Paul powiedział: "Fantastycznie! Cieszę się, że to ty tego dokonałeś".