Prawdziwemu boomowi na bieganie dała początek wygrana Franka Shortera w maratonie olimpijskim w 1972 roku. To wydarzenie zainspirowało tysiące Amerykanów we wczesnych latach 70. do trenowania biegów na długich dystansach. Wyglądało na to, że biegacze są wszędzie w Stanach Zjednoczonych.
W 1966 r. licealista Bob Anderson, miłośnik biegów długodystansowych, zaczął wydawać "Distance Running News". "To było tak, jakbym nagle wkroczył w podziemne grono wyznawców jakiegoś ruchu religijnego" - wspomina.
Wszędzie, z wyjątkiem Billings w stanie Montana, gdzie pracowałem i gdzie - mogę niemal z pewnością powiedzieć - byłem jedynym dorosłym biegaczem. Codziennie trenowałem w parku, a faceci, którzy się tam kręcili, brali mnie za dziwnego gościa ćwiczącego sporty walki i mieli do mnie należyty respekt. Nie próbowałem wyprowadzać ich z błędu.
Pierwsze spotkanie
Pewnego dnia w moim domu pojawił się egzemplarz magazynu "Runner's World". W tym czasie był drukowany na papierze gazetowym w wersji czarno-białej i bardziej przypominał alternatywną gazetkę lokalnej społeczności niż periodyk ukazujący się w całym kraju (zobacz galerię okładek Runner's World).
Nie pamiętam żadnego artykułu z tego wydania, tylko słowa, które odcisnęły piętno na mojej psychice, potwierdzając to, co instynktownie sam już czułem - że bieganie na długie dystanse jest metodą na dobre samopoczucie. Magazyn - pisany i redagowany przez ludzi, którzy samych siebie określali jako przede wszystkim biegaczy, a dziennikarzy dopiero potem - prezentował bieganie niemal jako manifestację subkultury lat 70.
Tak jak w tym samym czasie Rolling Stones rozprzestrzenili kulturę rockową, ten robiony "domowym" sposobem, ale elektryzujący magazyn, przygotowywany w miejscu, którego nazwa kojarzy się z czymś utopijnym - Mountain View w Kalifornii - jednocześnie wspierał i tworzył modę na bieganie.