Czekałem na Wesa ponad godzinę, ale kiedy w końcu się pojawił, wystarczył mi rzut oka na niego, by powstrzymać się od jakichkolwiek uwag.
„Jest w ciężkim stanie – powiedział, kiedy wysiadł z samochodu. – Dużo gorszym niż myślałem”.
Znam Wesa od ponad 10 lat, prawie od dnia, kiedy z żoną przenieśliśmy się z Filadelfii na małą farmę w Pensylwanii, ale jeszcze nie widziałem go w tak podłym nastroju. Otworzyliśmy tylne drzwi ciężarówki. W środku był szary osioł.
Jego sierść była upaprana łajnem, przez co jego biały brzuch był czarny. W miejscach, gdzie jej nie było, na gołej skórze na pewno zalęgły się pasożyty. Nadęty brzuch miał kształt beczki z powodu złego żywienia. W pysku nie lepiej – jeden z zębów wypadł, gdy się go dotknęło. Ale prawdziwa masakra to jego kopyta – były tak przerośnięte, że wyglądały jak buty klowna.
Osioł należał do jednego z członków wspólnoty parafialnej Wesa. On sam, jako mennonita, zobligowany jest przez swoją religię do pomocy potrzebującym – zarówno ludziom, jak i innym stworzeniom. Wes odkrył, że jeden z jego parafian trzyma u siebie w zagrodzie kozy i osła w warunkach wołających o pomstę do nieba. Mieszka na farmie obok naszej i kiedy powiedział mi, że chce uratować osła, pomyślałem: „Czemu nie?”. Chcieliśmy pomóc stworzeniu w potrzebie, ale ten zwierzak – i zakres pomocy, jakiej potrzebował – wykraczał daleko poza moje wyobrażenia.
Kopyta to życie
Wczesnym rankiem następnego dnia na podjeździe pojawił się nasz zbawca. Scott wyskoczył z samochodu z pewną miną, która szybko zniknęła.
„Myślałem, że widziałem już wszystko – powiedział. – Ale czegoś takiego jeszcze nie”.
Scott, handlowiec obuwniczej firmy Dansko, wychował się w północnej części stanu Nowy Jork i zarabiał na studia, pracując jako kowal. Kiedy przeniósł się do Lancaster County, stał się niezastąpiony dla lokalnych farmerów, gdy trzeba było zadbać o końskie kopyta.