Jak wybrać prezent dla biegacza? [felieton Jacka Fedorowicza]

Dwa lata temu radziłem, żeby felieton z sugestiami dla rodziny, co powinna kupić pod choinkę, dyskretnie podrzucić na stole, otwierając RW felietonem do góry. Dziś idę dalej: wyciąć albo skserować i postawić na stole, opierając o cukiernicę. Niech nie mają wątpliwości! I niech nie tłumaczą się potem, kładąc pod choinką dziesiąty z kolei krawat, że nie zauważyli.

Robert Gruszecki
fot. Robert Gruszecki

Dwadzieścia dwa numery "Runners’ World" temu, w grudniu 2015, radziłem, czego nie kupować biegaczce/biegaczowi pod choinkę. Problem dotyczył rodzin, w których jest ktoś, kto biega. Przewidywałem, że każda taka rodzina prędzej czy później wpadnie na pomysł kupienia swojej osobie biegającej prezentu przydatnego w biegu. Bo to jest zwykle dla rodziny wspaniałe wyjście z trudnej sytuacji.

Trafić dobrze z prezentem jest trudniej niż trafić milion w Totka. „A co Jasiowi w tym roku? Sweter? Krawat? Ile on już dostał od nas szalików?” Groza. Ale nagle olśnienie: „Jasiowi przecież odbiło na bieganie! Złóżmy mu się na coś!”. W ostatnich latach rodzin takich przybyło, bo liczba biegających wzrasta lawinowo, problem zwiększył zatem swą ważkość.

Dodam też, że po tamtym grudniowym tekście przedchoinkowym spotkałem się z licznymi dowodami trafności moich porad. Konkretnie był to jeden wpis w internetowym wydaniu RW i dwie pochwały od dwóch takich, którzy podobnie jak ja korzystają z bieżni stadionu Agrykola, tylko szybciej.

Jeden z nich co prawda pochwalił w przelocie, więc nie jestem pewien, czy dobrze usłyszałem, ale za to drugi podszedł po biegu i powiedział: „To o tych butach to było super! Kupili!” – i pokazał buty za całe 520 złotych. Był szczęśliwy, a ja dumny byłem, że dzięki mojej poradzie rodzina złożyła mu się na prezent dobrany najtrafniej na świecie.

Poczułem się więc zdopingowany do przypomnienia przed kolejną gwiazdką dwóch podstawowych zasad obowiązujących przy gwiazdkowym obdarowywaniu biegających.

Zasada pierwsza: nie wolno kupować niczego według własnych pomysłów, bo z niczym się nie trafi . Zegarek ze stoperem i GPS będzie nie taki, do jakiego palce biegaczki(-cza) się przyzwyczaiły, by wcisnąć na mecie tam, gdzie trzeba, a nie obok (w nowym zegarku – pomyłka gwarantowana), koszulka będzie nie z tego materiału, skarpetki będą bez L i R, czyli właściwie do wyrzucenia, a spodenki bez kieszeni na kluczyki, czyli j.w.

Zasada druga: trzeba kupować tylko to, co biegacz(-ka) ma i często używa. Łatwo poznać, bo tu dziurka, tam przetarte, tu sprane, a tu bez bieżnika (buty). Często używa, znaczy polubił, zaraz zużyje do końca, więc jak dostanie nowe, to oszaleje ze szczęścia. Szczególnie jak dostanie buty za kilkaset złotych, bo to jednak wydatek spory, ale zbiorowym wysiłkiem, czyli za pomocą rodzinnej zrzutki, może się udać.

Uwaga! Nie wolno kupować niczego PODOBNEGO! Wyłącznie IDENTYCZNE! Szczególnie w przypadku butów niebezpieczeństwo wyrzucenia 500+ w błoto jest ogromne, bo nawet drobna różnica w budowie wnętrza buta skończyć się może imponującym zestawem odcisków, pęcherzy i otarć na nietrafnie obdarowanej stopie.

Trafionych prezentów pod tegorocznymi choinkami serdecznie wszystkim życzę!

RW 12/2017

Ten felieton był pierwotnie opublikowany w magazynie Runner's World w numerze grudzień 2017.

Zobacz również:
REKLAMA
}