Justyna Korytkowska: Walczy z rakiem, by jechać na igrzyska

Justyna Korytkowska o pokonywaniu przeszkód wie całkiem sporo – jest przecież jedną z najlepszych w Polsce specjalistek od biegów z przeszkodami. Kiedy więc dowiedziała się, że ma raka, który o mało jej nie zabił, potraktowała go jak kolejną przeszkodę, z którą musi sobie poradzić. Nie tylko po to, by dalej żyć, ale by wreszcie pojechać na wymarzone igrzyska.

Justyna Korytkowska: Walczy z rakiem, by jechać na igrzyska Aleksandra Szmigiel/Running Creatives
"Świadomość, że tak wielu ludzi trzyma za mnie kciuki, niezwykle dodała mi otuchy i pozytywnie nastawiła do walki z chorobą" – mówi Justyna Korytkowska (fot. Aleksandra Szmigiel/Running Creatives)

Sankt Moritz wiosną jest oszałamiająco piękne. Ale nie dla malowniczych widoków do tego szwajcarskiego kurortu zjeżdżają biegacze z całego świata – ważniejsze jest to, że są tu idealne dla lekkoatletów warunki do organizowania górskich obozów przygotowawczych.

W maju 2019 roku jest wśród nich Justyna Korytkowska, mistrzyni Polski w biegu na 5000 m z 2014 roku oraz dwukrotna wicemistrzyni w biegu na 3000 m z przeszkodami. Na obozie w Sankt Moritz chce zbudować formę, która pozwoli jej wreszcie zakwalifikować się na igrzyska. Wreszcie, bo zawodniczka LŁKS Prefbet Śniadowo Łomża ma już za sobą dwie nieudane próby – w obu przypadkach szanse na wyjazd do Londynu i Rio de Janeiro utonęły w rowie z wodą.

Za pierwszym razem, w 2012 roku, na praskim Memoriale Josefa Odlożila, skręca kostkę z przemieszczeniem kości, próbując przy lądowaniu ominąć rywalkę. Sądzi, że to zwykłe skręcenie – zanim postawiona zostanie właściwa diagnoza, wdaje się martwica, ląduje na stole operacyjnym i zamiast startować, zaczyna wielomiesięczną rehabilitację. Cztery lata później w Bydgoszczy na rowie z wodą zrywa więzadło krzyżowe i znów, zamiast walczyć o minimum, musi po rekonstrukcji walczyć o powrót do zdrowia i sprawności.

Tym razem ma być inaczej i wszystko zdaje się iść zgodnie z planem. Przed wyjazdem do Szwajcarii na mistrzostwach Polski w Białogardzie na śliskiej od deszczu bieżni poprawia życiówkę na10 000 m, z powodu urazu łydki biegnąc w startówkach, a nie kolcach; wcześniej w hali bije rekord życiowy na 3000 m. Forma systematycznie rośnie, pojawia się nawet szansa na wyjazd na jesienne mistrzostwa świata w Dausze.

Justyna Korytkowska: Walczy z rakiem, by jechać na igrzyska Aleksandra Szmigiel/Running Creatives
„Rak na pewno zmienił moje życie, ale nie zmienił priorytetów sportowych” – mówi Justyna Korytkowska (fot. Aleksandra Szmigiel/Running Creatives)

W Sankt Moritz Justynie trenuje się rewelacyjnie, bezproblemowo realizuje program. „Trening wchodził bardzo dobrze, byłam w wyśmienitej dyspozycji. Wystarczyło tylko czekać efektów, kiedy góry oddadzą tę całą pracę wykonaną na zgrupowaniu” - opowiada zawodniczka.

Na pięć dni przed powrotem do Polski nagle w nocy dopada ją jednak potworny ból brzucha. Leki przeciwbólowe nie pomagają. Rano próbuje trenować, ale czuje, że musi zrobić sobie dzień przerwy, podejrzewa kolkę nerkową. Następnego dnia, kiedy sytuacja się nie poprawia, jadą z mężem do szpitala.

Dziesięć godzin później jest już po operacji, która ratuje jej życie.

Guz z zaskoczenia

Początkowo lekarze są zdezorientowani. Testy na zapalenie wyrostka robaczkowego nic nie wykazują, wyniki badania krwi i moczu są bardzo dobre, narządy wewnętrzne w porządku. Ale lekarze nie odpuszczają – decydują się wykonać rezonans magnetyczny z kontrastem. Planują zrobić go nazajutrz, ale zmieniają zdanie i robią go od ręki.

Po godzinie do Justyny przychodzi czterech lekarzy. Mówią, że badanie wykazało płyn w okolicy wyrostka i muszą laparoskopowo zajrzeć do środka, żeby zdiagnozować problem. Biegaczka nie podejrzewa nawet, jak poważny – na wyrostku robaczkowym, ustawionym nietypowo, bo do góry; dlatego nie dawał żadnych typowych dolegliwości – ma guza, który właśnie się rozlał.

Badanie laparoskopowe zamienia się w operację wycięcia zmian nowotworowych. Po trzech godzinach chirurdzy usuwają guz i jego rozlaną zawartość.

„Kiedy wybudziłam się po operacji, byłam pewna, że to był zwykły zabieg wycięcia wyrostka. Byłam przybita, że przygotowania do sezonu poszły na marne, ale z drugiej strony czułam ulgę, bo byłam przekonana, że za trzy tygodnie będę mogła wrócić do normalnych treningów” – wspomina Justyna.

Justyna Korytkowska: Walczy z rakiem, by jechać na igrzyska Aleksandra Szmigiel/Running Creatives
Justyna Korytkowska: "Lekarze nie są pewni, czy przy moim raku bieganie może pomóc, czy raczej zaszkodzić, ale ja nie zamierzam z niego rezygnować" (fot. Aleksandra Szmigiel/Running Creatives)

Wycięty materiał zostaje wysłany do badań histopatologicznych, a lekarze swoimi podejrzeniami dzielą się z zaprzyjaźnioną Polką, która w szpitalu pomaga jej i mężowi jako tłumaczka.

„Oni już wtedy w zasadzie wiedzieli, że mają do czynienia z rakiem, ale nikt mi nic nie powiedział. Monika przyznała później, że kiedy spojrzała w moje brązowe oczy, była zbyt przerażona myślą, że ta informacja mnie dobije” – wspomina Justyna.

Instynkt walki

Zamiast biegania w pięknych okolicznościach alpejskiej przyrody, pozostaje jej podziwianie gór przez wielkie okno szpitalnego pokoju („Szpital, lekarze i reszta personelu byli wspaniali. To właściwie nie do opisania, na jakim poziomie jest opieka medyczna w Szwajcarii” – podkreśla biegaczka) w oczekiwaniu na wyniki badań histopatologicznych („Mogliśmy zostać w Sankt Moritz jeszcze tylko pięć dni, więc lekarze zrobili wszystko, aby uzyskać je przed naszym wyjazdem”).

Z powagi sytuacji zdaje sobie sprawę dopiero, kiedy opiekujący się nią lekarze otrzymują odpowiedź z laboratorium. Werdykt: śluzak, bardzo rzadko spotykany nowotwór.

„Spotkałam się wtedy z głównym lekarzem, który powiedział mi, że miałam szczęście, ale to jeszcze nie koniec walki z nowotworem. Dodał, że potrzebna będzie jeszcze jedna operacja, polegająca na rozcięciu całego brzucha i wykonaniu dootrzewnowej chemioterapii perfuzyjnej w hipertermii HIPEC”.

Dla większości pacjentów taka informacja byłaby druzgocząca, tymczasem reakcja Justyny kompletnie zaskakuje lekarzy. „Zapytałam po prostu, co muszę zrobić, żeby jak najszybciej pokonać chorobę i wrócić do biegania – opowiada. – To było całkowicie instynktowne. Dla mnie w ogóle nie było takiej opcji, że nie będę mogła dalej trenować”.

Justyna Korytkowska: Walczy z rakiem, by jechać na igrzyska Aleksandra Szmigiel/Running Creatives
Justyna Korytkowska: "Lekarze ze Szwajcarii powiedzieli, że wygrałam w totka życie. Dzięki lekarzom w Polsce wygrałam szansę na kontynuowanie sportowej kariery" (fot. Aleksandra Szmigiel/Running Creatives)

Zaskoczenie szwajcarskich lekarze byłoby pewnie dużo mniejsze, gdyby wiedzieli, że ich pacjentka ma na koncie dużo więcej poważnych kontuzji (prawie 20) niż medali zdobytych w mistrzostwach Polski (14 krążków). Przez urazy sześć razy lądowała na stole operacyjnym, a mimo to nigdy przez myśl jej nie przeszło, aby kończyć karierę sportową.

„Pewnie dlatego, że jestem takim sportowcem niespełnionym, wciąż mam sobie coś do udowodnienia, wciąż czuję, że mogę wskoczyć na wyższy poziom, biegać szybciej, dalej, mocniej” – tłumaczy biegaczka.

Lekarze tego wszystkiego nie wiedzą, więc tylko wręczają jej dokumentację medyczną i nakazują natychmiast kontynuować leczenie w kraju. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności okazuje się, że z niewielu klinik wykonujących chemioterapię metodą HIPEC w Europie trzy znajdują się w Polsce: w Bydgoszczy, Gdańsku i Lublinie. Justyna zasięga opinii lekarzy w dwóch ostatnich placówkach. Ich stanowisko jest identyczne: ich koledzy w Szwajcarii zrobili co w ich mocy, ale kolejna operacja jest niezbędna.

Pojawia się jednak iskierka nadziei, że uda się uniknąć wielkiego cięcia wzdłuż długość brzucha, od mostka po spojenie łonowe, które definitywnie przecięłoby też marzenia Justyny o kontynuowaniu kariery sportowej.

Otucha i wiara

„Doktor Tomasz Jastrzębski z Gdańska powiedział, że taka operacja laparoskopowa jest możliwa, że parę lat temu wyciągnął tak z raka młodą dziewczynę i ona wciąż żyje. A doktor Wojciech Polkowski z Lublina optymistycznie założył, że jest szansa wykonać ją u mnie i oni się tego podejmą – mówi Justyna. – Był w tym palec boży, że w Szwajcarii usłyszałam tę najgorszą możliwą opcję, bo teraz odzyskałam wiarę, że to jeszcze nie koniec”.

Justyna Korytkowska: Walczy z rakiem, by jechać na igrzyska Archiwum Prywatne
Mimo że jej brzuch „zdobi” teraz dziewięć dziur po operacjach usunięcia raka, Justyna Korytkowska wierzy, że jej kolekcja medali jeszcze się powiększy. (fot. archiwum prywatne)

Kiedy ból po pierwszej operacji ustępuje, podbudowana słowami lekarzy zawodniczka wraca do biegania.

„Lekarze są podzieleni w opiniach, czy uprawianie sportu przy tego rodzaju nowotworze pomaga w rekonwalescencji, czy może zaszkodzić. Ponieważ zdarza się on bardzo rzadko, nie ma badań, które dawałyby jednoznaczną odpowiedź – tłumaczy biegaczka. – Ale ja i tak będę dalej trenować, nie ma takiej możliwości, że zrezygnuję z biegania”.

Naukowcy dostarczają jednak argumentów zwolennikom aktywności sportowej w trakcie walki z nowotworami. Jak wynika z najnowszych badań opisanych w piśmie „European Journal of Preventive Cardiology”, osoby, które podczas chemioterapii ćwiczą, mogą w ten sposób zmniejszyć ryzyko niektórych powikłań i nawrotu choroby nowotworowej.

Po przeanalizowaniu dostępnych danych naukowcy ustalili, że aktywność fizyczna podczas chemioterapii zmniejsza m.in. ryzyko chorób serca z powodu osłabienia mięśnia sercowego przez toksyczne działanie użytych leków. Trening pomaga też zredukować takie dolegliwości, jak nudności i chroniczne zmęczenie, oraz zwiększa szansę uniknięcia reemisji nowotworu. Badacze zalecają jednak ustalenie formy treningu i obciążeń z lekarzem prowadzącym terapię.

Pospolite ruszenie

Motywację Justyny wzmacnia historia Gabriele Grunewald, reprezentantki USA w biegach średniodystansowych. Gabe od 2009 roku walczyła z bardzo rzadkim i nieuleczalnym nowotworem złośliwym ślinianek i jego przerzutami na inne organy. Mimo to kontynuowała karierę sportową – w 2012 roku była bliska kwalifikacji na igrzyska, a dwa lata później została halową mistrzynią kraju w biegu na 3000 m. Jednocześnie prowadziła fundację The Brave Like Babe, gromadzącą środki na badania nad rzadkimi nowotworami i nagłaśniającą problemy walczących z nimi osób.

Justyna Korytkowska: Walczy z rakiem, by jechać na igrzyska
Mimo że jej brzuch „zdobi” teraz dziewięć dziur po operacjach usunięcia raka, Justyna Korytkowska wierzy, że jej kolekcja medali jeszcze się powiększy. (fot. archiwum prywatne)

„To moja inspiracja i wzór do naśladowania. Była niesamowitą biegaczką i wspaniałym człowiekiem” – mówi Justyna Korytkowska, która zamierzała skontaktować się z Amerykanką. Niestety, nie zdążyła - Gabe zmarła 11 czerwca 2019 roku, dwa tygodnie przed swymi 33. urodzinami.

Kolejną porcję optymizmu w serce Justyny wlewają reakcje na opublikowany na Facebooku post, w którym opisuje swój stan zdrowia. Kibice, sportowcy, działacze – wszyscy życzą jej rychłego powrotu do zdrowia, wielu oferuje konkretną pomoc. Sponsor klubu, który reprezentuje Justyna, deklaruje wsparcie finansowe, pojawia się pomysł zorganizowania w rodzinnej Łomży biegu charytatywnego, który ostatecznie jej mąż Andrzej realizuje z biegaczem amatorem Mariuszem Nizińskim.

„To niezwykle dodaje otuchy, że jest tyle osób gotowych nieść pomoc ludziom w potrzebie. Tylu sportowców się odezwało, tylu przekazało fanty na licytację: Anna Jesień oddała koszulkę, Tomek Frankowski piłkę, Adam Kownacki rękawice, Angelika Cichocka mnóstwo wspaniałych pamiątek, o które ludzie się potem po prostu zabijali... Konrad Bukowiecki, Joanna Fiodorow, Kamila Lićwinko, Wojtek Nowicki, Iga Baumgart – oni wszyscy tak się w to zaangażowali... To mnie bardzo psychicznie wzmocniło, pozytywnie nastawiło do dalszej walki z chorobą” – mówi wzruszona Justyna.

Hollywood story

Po drugiej operacji na brzuchu zamiast długiej rany pojawia się tylko sześć nowych dziur. „Po wybudzeniu z narkozy nie mogłam przemóc się, żeby zajrzeć pod kołdrę. Dopiero kiedy dobę później przyszli do mnie lekarze, dowiedziałam się, że operowali mnie laparoskopowo i wszystko jest OK” – zdradza Justyna.

Justyna Korytkowska: Walczy z rakiem, by jechać na igrzyska Aleksandra Szmigiel/Running Creatives
Andrzej Korytkowski, mąż i trener Justyny, ma teraz trudne zadanie: poprowadzić ją ku kolejnym sukcesom sportowym, nie narażając jej na nawrót choroby (fot. Aleksandra Szmigiel/Running Creatives)

Ale na taką wiadomość czekała. I choć po drodze przyplątuje się anemia („Stres związany z chorobą, samo leczenie i nadmiar obowiązków zrobiły swoje”), choć jej organizm i psychika porządnie oberwały, a domowy budżet ucierpiał przez brak startów, Justyna znów mocno wierzy, że igrzyska są w jej zasięgu.

„Ze wszystkich moich szans wyjazdu na igrzyska ta trzecia jest najmniejsza i jeśli uda mi się ten awans wybiegać, to będzie to historia rodem z Hollywood. Ale nie po to przeszłam to wszystko, by teraz się poddawać - wyjaśnia. - Nie mam nic do stracenia, a wiele do zyskania, więc będę walczyć o minimum do końca. Bo ten rak to tylko przeszkoda do pokonania, nic więcej”.

A komu jak komu, ale Justynie doświadczenia, determinacji i sukcesów w pokonywaniu przeszkód nie brakuje.

Zobacz także:

RW 01-02/2020

REKLAMA
}