Nie, to nie będzie tekst o smukłych nogach, wyrzeźbionych łydkach ani nawet o płaskim brzuchu. Nie będzie nic o rozwianych włosach, o kolorowych trykotach ani o biegowej opaleniźnie. Chociaż oczywiście mogłoby być. To jednak oczywistość nazbyt oczywista, dlatego podam zupełnie inne powody udowadniające moją tezę. Kilka minut wystarczy na przekonanie was do tego, że biegaczki to kobiety warte uczucia.
Biegające kobiety nie są drobiazgowe w momentach, w których nie jest to niezbędne. Nie będzie przecież taka robiła awantury o to, że trawnik przystrzyżony jest o centymetr zbyt nisko, kiedy jej zdarza się po długim wybieganiu zaokrąglić dystans nawet o pół kilometra w górę. Bo każdy wie, że 20 wygląda w notatkach lepiej niż 19,5.
Drobiazgowości oduczyły nas też skutecznie starty w biegach długich. Bo kto o zdrowych zmysłach, mając przed sobą 42 km, skupiałby się na przeżywaniu pierwszego, drugiego albo trzeciego? One nas cieszą, podbudowują, ale wzrok od samego początku utkwiony musi być znacznie dalej. Nie dajemy się zwieść detalom, bo cel jest gdzie indziej.
Biegaczka sporo zniesie, jeśli tylko będzie wiedziała, po co. Zje, a nawet pochwali przesoloną zapiekankę makaronową, bo nie takie rzeczy przyszło jej jeść na trasie. Żele energetyczne o smaku koli albo pomidorów naprawdę uodparniają na smaki przekraczające granicę komfortu. Ale wiadomo, że to po to, żeby jakoś dociągnąć do mety. Jeśli zapiekanka powstała, żeby umilić wspólny wieczór, to smak spoza granicy komfortu nie będzie przeszkodą. W szufladzie zawsze znajdą się przecież jakieś batony energetyczne na zmianę smaku.
Królowe ścieżek biegowych są też bardzo cierpliwe, a już szczególnie wobec mężczyzn. Bo chociaż biega nas coraz więcej, na zawodach nie dostaniesz w żebro łokciem od kobiety przepychającej się w tłumie. Minuty i sekundy są cenne, ale panie pamiętają też o innych rzeczach, a nawet ludziach... Nie przepychają się, ale i nie schodzą obrażone z trasy, kiedy oberwą od zawodników pędziwiatrów.