Kenia: kuźnia najlepszych biegaczy świata [zdjęcia]

Pagórkowate tereny, czerwone drogi, 2400 m n.p.m., koszt życia - 2-3 dolary dziennie. To kenijskie Iten. Stąd pochodzą medaliści igrzysk olimpijskich, mistrzostwie i rekordziści świata. Biegacze z całego świata jeżdżą tam w poszukiwaniu formy życia i sekretu Kenijczyków.

Bieganie w Kenii
fot. Aleksandra Szmigiel-Wiśniewska

– Ile masz lat?
– 21.
– Skąd jesteś?
– Z okolic Iten, niedaleko stąd się urodziłem.
– Jaki masz wynik na 10 km?
– 28 minut.
– A ile możesz pobiec?
– Na rekord świata!

To typowy dialog w Iten. Roger, Jackson, Paul, Winfred – wszyscy chętnie gadali z mzungu, czyli białym człowiekiem, o swoich sukcesach i treningu. Ale z czasem nauczyłem się, że tylko odpowiedź na ostatnie z zadawanych pytań jest zgodna z prawdą…

Niewielkie Iten leży we wschodniej części Kenii, nad Wielkim Rowem Afrykańskim. „Nad” – to znaczy na wysokości 2300 m n.p.m. Jest jednym z kilkunastu kenijskich ośrodków biegowych. W promieniu kilkudziesięciu kilometrów, w miejscowościach Kaptagat, Kabernet, Kapsowar, Nandu Hills czy pobliskim Eldoret, trenują setki innych biegaczy. Bardzo często są to imigranci z innych rejonów kraju, których do biegowych ośrodków przygnała chęć trenowania z mistrzami, stosunkowo niskie temperatury i pogoń za sławą.

W takich miejscach jednak nie znajdziecie tartanowego stadionu, sali gimnastycznej ani centrum odnowy biologicznej. W takim miejscu się po prostu trenuje. I to ciężko, wykorzystując wszystko, co dała nam Matka Natura.

Nie licząc dwóch krótkich pór deszczowych, słońce świeci tutaj przez cały rok. Tyle że w trakcie kalendarzowej jesieni i zimy nie jest upalnie – podczas mojego lutowego pobytu w prowincji Rift Valley temperatura rzadko przekraczała 25 stopni Celsjusza. Ciepło sprzyja trenowaniu na wysokich obrotach przez cały rok: nie sposób się przeziębić czy naciągnąć nierozgrzany mięsień. Pofałdowanie terenu w sposób naturalny kształtuje siłę biegową.

W Iten trudno znaleźć płaski odcinek, więc kląłem, na czym świat stoi, podbiegając pod kolejne wzniesienie, ale po powrocie do Polski żadna góra nie była dla mnie za wysoka. Kenijczycy mają to na co dzień i prawie wszystkie treningi wykonują ze zmienną intensywnością, zależnie od ukształtowania terenu. Może dlatego rzadko kiedy w wywiadach z czarnoskórymi zwycięzcami maratonów słyszałem narzekanie na trudną trasę.

Bieganie w Kenii
fot. Aleksandra Szmigiel-Wiśniewska

Nawierzchnia… Chciałbym napisać, że jest nośna i miła dla stawów. Cóż, na pewno to nie twardy asfalt, ale podłoże w Iten jest dalekie od idealnego. Drogi wytyczone są pomiędzy polami, na otwartej przestrzeni (nawiasem mówiąc, wiatr nigdy tu nie śpi). Ze względu na znaczny procent żelaza w glebie przypominają z daleka ciemnoczerwone wstążki, ciągnące się w nieskończoność we wszystkie strony świata. Z bliska już nie jest tak fajnie.

Drogi utwardzone są wystającymi kamieniami, co daje w kość więzadłom i ścięgnom. W porze suchej każdy przejazd samochodu wznieca chmurę gryzącego, pachnącego dieslem, pyłu. Gdy tylko spadnie deszcz, nawierzchnia staje się lepka jak plastelina, oblepiając buty czerwonym ciężarem. Jeśli trenuje się na takim podłożu od urodzenia, żadna droga nie będzie wyzwaniem.

Nawet miejscowe stadiony są naturalne. Pokrywa je ubita stopami glina, która pyli się przy każdym kroku. Rzadko można liczyć na to, że bieżnia jest wymiarowa. Krawężników praktycznie nie ma, a długość jednego okrążenia wyznaczają rowki po ostatnim treningu lub nocnym deszczu. Wreszcie niebagatelną rolę odgrywa w Iten wspomniana już wysokość nad poziomem morza, która wpływa między innymi na obniżenie ciśnienia atmosferycznego, na zmianę ciśnienia parcjalnego tlenu, co wydaje się dziwne – na wahania wilgotności powietrza i jego wyższą jonizację, wreszcie na zwiększone promieniowanie słoneczne.

Klimat zmusza ciało do walki z odwodnieniem i do szeregu zmian adaptacyjnych będących reakcją na niedotlenienie, czyli hipoksję wysokościową. Organizm walczy z wysokością i przez to staje się bardziej wytrzymały. Kenijscy mistrzowie w większości urodzili się powyżej 2000 metrów nad poziomem morza, więc hipoksji nie przeżywają tak jak Europejczycy. Mają ją we krwi, we krwi bogatej w żelazo i erytrocyty – nośniki tlenu, tak przecież potrzebnego w biegach długich.

W Afryce rdzenni biegacze trenują w swoim naturalnym otoczeniu. Podczas rozgrywanych tam dość często biegów przełajowych czy maratonów nie osiągają rekordowych rezultatów, jednak kiedy już zjadą na niziny, mają dodatkowy atut i startuje im się dużo łatwiej.

Bieganie w Kenii
fot. Aleksandra Szmigiel-Wiśniewska

Bieganie na biopaliwie

Kenia, jak na standardy afrykańskie, jest krajem dość bogatym, chociaż do przeżycia jednego dnia wystarczą spokojnie 2-3 dolary. Biegacze żywią się tym, co jest tu pod ręką i do lamusa trzeba odstawić stereotypowe historie o niedożywionych sportowcach, którzy nie jadają mięsa, a tym bardziej o uciekaniu przed lwem. Białko zwierzęce jedzą nie za często, bo jest drogie, ale jednak jedzą. Ich dieta bogata jest w witaminy – w postaci łatwo dostępnych owoców i warzyw.

Ja kupowałem tu bardzo tanio mango, awokado, banany, limonki, ananasy i pomidory. Do Iten docierają zachodnie wynalazki, które nie mają nic wspólnego z naturalnym paliwem spożywczym. Rynek już dawno podbiła coca-cola, czekolada czy chleb tostowy. Jednak w dalszym ciągu posiłki biegaczy oparte są na tradycyjnych składnikach. Wszystkie pochodzą oczywiście z naturalnych upraw albo hodowli, więc ich kombinacja jest dobrze przyswajalna przez kenijskie organizmy.

Podstawą pożywienia pozostaje ugali, czyli glinowate, niesłodkie ciasto z mąki kukurydzianej. Je się tu również coś w stylu naleśników – japatti, bardzo często wzbogaconych o gotowaną fasolę, marchewkę i soczewicę. Ziemniaki i ryż to zazwyczaj podstawowe źródło węglowodanów.

W Iten dwa, trzy razy w tygodniu biegacze żywią się mięsem: kurcząt, owiec, rzadziej wołowiną (jeśli już, to nie w formie steków, ale raczej gulaszu). Niekiedy na stole pojawia się tilapia – słodkowodna ryba o wyglądzie przerośniętej piranii. Również niezbyt miła dla oka jest roślinna potrawa robiona z liści rośliny kapustopodobnej. Sukuma wiki smakuje tak jak wygląda, ale za to jest podręcznym koncentratem żelaza i kwasu foliowego.

Nawadnianie w Iten też jest naturalne. Do tego stopnia, że po ciężkich sesjach treningowych nie widziałem, by któryś z biegaczy cokolwiek pił. Zapytałem kiedyś z ciekawości Rogera, który właśnie zakończył jeden z ciężkich treningów na stadionie: „A ty nic nie pijesz?”. Odpowiedział mi z całą powagą, że teraz nie pije, bo dużo napił się wczoraj…

Oprócz wody i mleka Kenijczycy przygotowują sobie często chai, czyli herbatę – mocno słodzoną, niekiedy przyprawianą korzeniami lub zabielaną. Taki hipertonik potrafią pić litrami.

Bieganie w Kenii
fot. Aleksandra Szmigiel-Wiśniewska

Zaprojektowani do biegania

Żadne pożywienie ani najlepsze tereny do biegania nie mogą konkurować z inną składową sukcesu długodystansowców z Iten. Z talentem, czy, jak kto woli, z genetyką. Biegacze pochodzą z różnych plemion, różnią się między sobą pigmentem skóry i sylwetką. Jednak większość z nich ma odziedziczoną wytrzymałość, która jeszcze do niedawna była gwarantem przetrwania na tych terenach.

Dziś krajobraz na kenijskich płaskowyżach stał się rolniczy, w miejscach terenów łowieckich powstały ogrodzone drutem kolczastym pastwiska i pola uprawne. Mimo że rdzenni mieszkańcy tych regionów są mniej odporni na infekcje i choroby przywiezione tu przez kolonizatorów, cechy fizjologiczne – pomagające im pokonywać długie dystanse bez zmęczenia – pozostały. Nie trzeba być genetykiem, by na pierwszy rzut oka ocenić, że Kenijczycy mają lżejszą konstrukcją ciała. Lekkie kości, inne niż u nas proporcje kończyn w stosunku do tułowia, nie ma zbędnej tkanki tłuszczowej – w tym klimacie po prostu nigdy nie była potrzebna tak jak nam.

Częstokroć najgrubszą częścią nogi jest kolano. Czułem się tu jak kulturysta wśród nastolatków. Im mięśnie są smuklejsze, tym więzadła i ścięgna mocniejsze. Mają duże stopy, podczas biegu przetaczają je w sposób naturalny (naturalnie!), odbijając się dynamicznie z palucha. W środku zaprojektowanego do biegania organizmu kryją się jeszcze ciekawsze cechy fizjologiczne, predestynujące ich posiadaczy do osiągania i utrzymywania dużych prędkości.

Frank Evertsen, norweski fizjolog, badając u czołowych kenijskich biegaczy między innymi próg tlenowy, mikrourazy w mięśniach i parametry krwi, wyróżnił kilka przewag ich organizmu w stosunku do organizmów europejskich.

Według niego na sukcesy długodystansowców w prowincji Rift Valley mają wpływ: wysokie VO2max (powyżej 80 ml/kg/min), gęsta sieć naczyń włosowatych w mięśniach, duża masa czerwonych ciałek krwi, umiejętność skutecznego wykorzystywania energii z tłuszczów, większe obszary włókien wolnokurczliwych (niż szybkokurczliwych). Bieg na wysokich obrotach jest w przypadku Kenijczyków bardzo ekonomiczny: potrafią zachować dużą prędkość przy stosunkowo wysokim stężeniu mleczanu w mięśniach i to „zakwaszenie” szybko neutralizować.

Selekcja naturalna i morderczy trening

Według Evertsena, odziedziczone cechy genetyczne dopiero w połączeniu z ciężkim treningiem na dużej wysokości dają mistrzowskie efekty. Nie wierzcie więc, że talent to jedyne źródło sukcesów Kenijczyków. W Iten obserwowałem ich trening. Ciężki trening, o którym nawet się nam nie śniło. Obserwując relacje z mityngów i imprez mistrzowskich, widzimy lekko biegnących Afrykańczyków. Nie widzimy jednak, jak morderczo trenowali przed zawodami. Train hard, win easy!

Bieganie w Kenii
fot. Aleksandra Szmigiel-Wiśniewska

Maratończycy trenują trzy razy dziennie, a na pierwszy, z reguły najintensywniejszy trening wstają przed wschodem słońca. Potem kilka godzin przerwy i trening numer dwa. Późnym popołudniem trzecia sesja. Między nimi odpoczynek, jedzenie, senne snucie się po Iten. Wszystko podporządkowane treningowi. Pełne zawodowstwo. Trening w większości przypadków jest dosyć schematyczny, ale nie przypadkowy. Wykonywany z ogromnym zaangażowaniem i determinacją, której nie znajdzie się w innych częściach leniwego świata. Biegacze mieszkają i trenują w kilkunastoosobowych grupach.

Najczęściej wszyscy realizują ten sam plan co lider, bez względu na indywidualne predyspozycje czy doświadczenie biegowe. Dowiedziałem się, że niektórzy wykonywali podobny program tydzień w tydzień przez kilkanaście miesięcy, ale ani razu nie wystartowali na zawodach. Dlaczego? Przyznali mi się z lekkim wstydem, że jeszcze nie byli wystarczająco przygotowani, jeszcze nie udało im się dobrze zrealizować programu. Podwaliny treningu stworzył irlandzki misjonarz, do dziś mieszkający w Iten i kierujący tutejszym liceum – brat Colm O’Connell.

Jak mi opowiadał, był to na początku program mający zająć młodzież czymś sensownym w godzinach pozalekcyjnych. Dopiero potem powstał szablon, który łatwo było realizować współpracującymi z Irlandczykiem na odległość nauczycielami z okolicznych szkół. W poniedziałek siła biegowa, czyli szybkie podbiegi o długości 200-600 metrów (w Iten wszędzie jest pod górkę albo z górki).

We wtorek trening tempowy na stadionie, na przykład 15 x 800 metrów z 200-metrową przerwą w truchcie. W środę stosunkowo luźne rozbiegania. W czwartek fartlek – czyli coś na kształt bardzo intensywnej zabawy biegowej: dużo kilkuminutowych odcinków w szybkim tempie, w urozmaiconym terenie. W piątek spokojniejsze ładowanie akumulatorów podczas wolnych biegów.

Sobota to Dzień Sądu, dzień biegu z narastającą prędkością na dystansie 25-30 km, który Kenijczycy traktują jak zawody. Widziałem wielu biegaczy, którzy słaniali się pod koniec takich treningów, wymiotowali ze zmęczenia, truchtali kompletnie wyczerpani na miejsce zbiórki, a jednak po tygodniu znowu próbowali swoich sił w tych nieformalnych zawodach. Niedziela to najczęściej dzień wolny, co z początku wydawało mi się czasem zmarnowanym.

Bieganie w Kenii
fot. Aleksandra Szmigiel-Wiśniewska

Potem jednak zrozumiałem, że czasem absolutnie koniecznym, by w następnym tygodniu pokonać kolejne 200 km... Kto nie daje rady, wypada z gry o wielką stawkę. W jego miejsce i w jego buty wskoczy następny, pełen nadziei bezimienny biegacz. To nie cudowne geny, nie pięknych kilkunastu chłopaków biegało w „naturalnych” startówkach, a w jednej z grup treningowych zauważyłem, że buty były używane rotacyjnie. Niemal wszyscy noszą używane koszulki i spodenki podarowane przez doświadczonych zawodników – trofea z wygranych biegów.

Obiektem westchnień są „prawie jak nowe” lycry ze sklepu „Runners Point” w centrum miasteczka, sprzedawane za równowartość miesięcznego utrzymania. Coraz większa liczba organizowanych w Kenii biegów crossowych i ulicznych oraz przybywający tu coraz częściej Europejczycy i Amerykanie sprawiają, że biegacze w takim ośrodku jak Iten stają przed szansą awansu z dnia na dzień.

Tłumnie biorą więc udział w bezpłatnych przełajach, a zajęcie czołowej lokaty faktycznie równoznaczne jest z wizą w paszporcie. Dla całej reszty zorganizowany naprędce cross po okolicznych wzgórzach pozostaje jedynymi zawodami w życiu.

Gdy na horyzoncie pojawia się mzungu, to jest to z pewnością ktoś bogaty, kto może pomóc w załatwieniu startu. Od kilku lat działa w Iten obóz włoskich menedżerów, którzy selekcjonują miejscowe talenty przed wysłaniem ich na zarobek do Europy. Przez osiem miesięcy w roku mieszka tu Renato Canova, legendarny trener, współautor rekordów świata i medali olimpijskich na wielu dystansach. W rozmowie ze mną przyznaje, że owszem, trenuje rekordzistów, ale niezliczona ilość talentów po prostu się marnuje. Dlatego też, kiedy przyglądałem się z dziennikarską ciekawością treningom Kenijczyków, brano mnie za europejskiego menedżera, co powodowało tragikomiczne sytuacje.

Tempo najspokojniejszych przebieżek szybko rosło, bieg ciągły zamieniał się w zawody, byłem bezustannie zagadywany, zapisywałem w swoim notesie kilkadziesiąt kontaktów telefonicznych, imion i nazwisk, które dziś zlewają mi się w jedną bezosobową całość. Każdy twierdził z przekonaniem, że biega 28 albo niewiele ponad 29 minut na 10 kilometrów i że niedawno skończył 20 lat.

Po dłuższym wywiadzie okazywało się to półprawdą, bo na 10 km MÓGŁBY tyle pobiec, gdyby tylko miał taką szansę, a wiek, jak to wiek w Kenii, jest sprawą bardzo umowną. Nie są tu prowadzone rzetelnie rejestry ludności, rodziny zgłaszają urodzenie w momencie dogodnym, pozostawiając dzieci do pomocy w gospodarstwie, jak najdłużej z dala od obowiązku szkolnego.

Bieganie w Kenii
fot. Aleksandra Szmigiel-Wiśniewska

W efekcie nikt do końca nie wie, jaka jest jego data urodzenia, a rekordy świata juniorów, których autorami są teoretycznie kenijscy nastolatkowie, w rzeczywistości były nieraz bite przez biegaczy przed trzydziestką. Chęć wydostania się z Kenii i zrobienia wielkiej kariery jest wszechobecna. Starałem się tłumaczyć, że nie jestem menedżerem, że pracuję jako dziennikarz, że też trenuję, ale przyznam, iż czasem poddawałem się presji i wraz z moimi rozmówcami snułem wizje lukratywnych wyjazdów na mityngi...

Winfred tak bardzo chciał wziąć ode mnie adres mejlowy, że z braku długopisu i kartki wyskrobał go na suchej skórze kamieniem. Jeszcze tego samego dnia, pod koniec mojego pobytu, z radością przyjął ode mnie dwie pary mocno używanych butów, w tym jednych z dziurą, szortów damskich oraz koszulek startowych mojego klubu. Wyobrażam ich sobie czasem, jak biegną w tempie rekordu Polski przez brunatne pagórki Iten w zielonych, odblaskowych koszulkach z napisem LŁKS „Prefbet”. Śniadowo Łomża.

Więcej historii o kenijskich biegaczach i bieganiu w Iten:

Biegowe wakacje w Iten, Kenia

Prowincja: Rift Valley

Waluta: szyling kenijski (1 KES = 0,03 PLN)

Strefa czasowa: GMT+3

Jak dojechać?

Wiza: jednorazowa, kupowana przy wjeździe do Kenii – ok. 50 USD (ważna 3 miesiące)

Samolot: Warszawa – Nairobi (od 2600 do 3800 zł; Emirates, Qatar Airways, KLM). Następnie samolotem z Nairobi do Eldoret (od 400 zł w jedną stronę Jetlink Express, 45-60 minut) lub wynajętym busem (od 2000 KES, ok. 4,5 godziny)

Gdzie mieszkać?

Kerio View: od 45 euro za dzień (www.kerioview.com)

High Altitude Treining Center: od 38 euro za dzień (www.lornah.com)

Jumbo Hotel: od 15 euro za dzień

U miejscowych rodzin: od 3 euro za dzień

Słynni biegacze z Iten

  • Wilson Kipketer - 800 m, były mistrz i rekordzista świata

  • Peter Rono – 1500 m, mistrz olimpijski z 1988 roku

  • Wilson Boit Kipketer – 3000 m z przeszkodami, były mistrz i rekordzista świata

  • David Rudisha – 800 m, aktualny rekordzista świata

  • Florence Kiplagat – 10 000 m, mistrzyni świata w biegach przełajowych

  • Mary Keitany - półmaraton, była rekordzistka świata

  • Joyciline Jepkosgei - półmaraton, aktualna rekordzistka świata

  • Linet Masai - 10 000 m, mistrzyni świata z 2009 roku

  • Wilson Kipsang Kiproich - maraton, były rekordzista świata

  • Eliud Kipchoge - maraton, aktualny rekordzista świata

RW 07-08/2011

Zobacz również:
REKLAMA
}