Parafrazując klasyka Trójki, czyli Marka Niedźwieckiego – nie wierzę w życie pozabiegowe. Wcześniej grałem w piłkę nożną i w przeciwieństwie do wielu piłkarzy, lubiłem biegać nie tylko za piłką. Mieszkałem w blokowisku na Bródnie. Miałem mnóstwo kumpli i graliśmy tylko w piłkę. Sytuacja zmieniła się, kiedy po ślubie wyprowadziłem się pod Warszawę. Straciłem kontakt z moją ekipą. W końcu zacząłem tyć, czułem się słaby. Bieganie okazało się prostą metodą powrotu do formy.
Z „trójki” na „dychę”
Bardzo dużo czasu zajęło mi przejście z dystansu 2-3 km do „dychy”. Biegałem nierozsądnie, nic nie czytałem na ten temat. Wydawało mi się, że jakoś samo przyjdzie. Zmieniłem trening, gdy zacząłem prowadzić audycję „Biegam, bo lubię” i poznałem Pawła Januszewskiego. Zacząłem zbierać informacje, pytać doświadczonych biegaczy i okazało się, że na wyższy poziom można wskoczyć bardzo szybko.
Dasz radę! Biegnij!
Pierwsza „dycha”. Bieg Niepodległości 2010. Paweł Januszewski mówił: „Eee, dasz radę!”, ale miałem stracha. Bałem się, że stanę na oczach tysięcy ludzi. Wszystko poszło oczywiście dobrze – teraz się z tego śmieję, choć 4 lata temu było to gigantyczne wydarzenie. Kolejny był półmaraton. Znów się bałem, że nie dotrwam, ale byłem już oswojony z atmosferą imprez. Pokonałem go w 2 godziny.
Teraz nie przeraża mnie, że jestem zmęczony podczas biegu. Uznaję to za normalny stan. Wiem, że będzie ciężko, ale można pokonać trudności, przetrwać i dobiec w zakładanym czasie, nawet jeśli umysł podpowiada: „Po co się tak męczyć? Zatrzymaj się!”. Na mecie czuję wielką satysfakcję, że dałem radę.
Bez Rzeźnika
Jestem na tyle doświadczony, że wiem, czego potrzebuje mój organizm. A domaga się startu na 10 km w okolicach 50 minut – nie szybciej. Nie jestem typem napinacza na wynik i nie będę się bić podczas startu o to, żeby o 15-20 sekund poprawić swoją życiówkę – nie interesuje mnie to. W „Biegam, bo lubię” skupiamy się na biegających właśnie „dychę”. Nie mówimy o zaawansowanych maratończykach, nie nakłaniamy do startu w Biegu Rzeźnika. Staramy się oderwać ludzi od kanapy.
Maraton w 3:30
Biegam 3 razy w tygodniu. 2 razy interwały po 8 km i długie wybieganie w weekend, np. 12 km do maksimum 18 km. Między treningi biegowe wplatam pływanie 2 razy w tygodniu. Marzenie biegowe? Maraton poniżej 4 godzin, powiedzmy w 3:30, i to w ciekawym mieście na świecie. Będą sprzyjające okoliczności i czas, wtedy się przygotuję. Na razie czuję respekt przed 42 km, bo widzę, jak zbyt wielu ludzi rzuca się na zbyt długie dystanse, a biegać trzeba rozważnie, nawet jak się to bardzo lubi.
Krzysztof Łoniewski, 37 lat, dziennikarz sportowy. Prowadzi w radiowej Trójce program „Biegam, bo lubię”, „Trzecia strona medalu" i „Sport w Trójce”.
RW 11/2014