Łapka kretyna [felieton Jacka Fedorowicza]

Człowiek uwielbia przemieszczać się strojnie. Gdy wyrusza biegać, zaczyna mieć coś z pawia.

Pawiego ogona natura człowieka pozbawiła, człowiek jednak stara się zrekompensować ten brak, przywieszając sobie to i owo, to tu, to tam, podmalowując, zdobiąc. Kiedy patrzę na współczesnych biegaczy, czy to na treningach, relaksowych przebieżkach, czy na zawodach, ciągle mi się przypomina ustawiczna skłonność do przystrajania samochodów za czasów socjalizmu.

Może to skojarzenie podejrzanie odległe, świadczące o tym, że w pewnym wieku człowiek zaczyna żyć już tylko przeszłością – nie wiem. Ale szczerze wyznaję, że mijając koleżeństwo-biegactwo z przeróżnymi paskami na bidony i bidoniki, naramiennymi pojemnikami na telefony, uchwytami na odtwarzacze, słuchawkami, coraz modniejszymi ostatnio skarpetami-podkolanówkami i pełnym asortymentem nakryć głowy, przypominam sobie właśnie właścicieli samochodów za socjalizmu. Oni też dbali, by ich przyrząd do przemieszczania upstrzony był najprzeróżniejszymi ozdobami.

Przyrządem do przemieszczania się biegacza jest on sam. Od samochodu różni go sporo, ale jednak w jego wypadku mamy do czynienia z podobną gotowością do przystrajania. Oczywiście każdy element przystrojenia biegacza ma swoje wytłumaczenie, nie ma zresztą niczego złego w tym, że ktoś sobie przytroczył telefon czy otulił w pasie czterema buteleczkami w kieszonkach i w każdej ma kilka łyków płynu. Ja tego broń Boże nie krytykuję, ale nic nie poradzę, że nieodparcie nasuwają mi się wspomnienia sprzed lat czterdziestu.

Tu pora dokładniej wyjaśnić, o czym mówię, wspominając strojenie samochodów. Nie macie pojęcia, drodzy młodsi, czym dla waszych dziadków był samochód. Był spełnieniem marzeń, drogocenną zdobyczą, lokatą kapitału, dumą i chlubą, przedmiotem kultu i bezgranicznej miłości. Trudno się dziwić zresztą. Przez czterdzieści parę lat peerelu nie zdarzyło się ani razu, żeby ktoś wszedł do sklepu i kupił sobie samochód. Samochody były tylko dla wytypowanych przez władze, trzeba było mieć zezwolenie, talon, przydział, albo kupić z drugiej ręki za trzykrotną cenę (stąd lokata kapitału).

Szczęśliwy posiadacz samochodu przystrajał swój skarb następująco:

– kierownicę obkładał specjalnie w tym celu uszytym futerkiem;

– z tyłu samochodu montował tak zwany spojler, czyli fikuśny kawał blachy, który rzekomo miał polepszać „trzymanie się szosy”;

– do podwozia przyczepiał gumowy (?) pasek, który wlókł się po asfalcie i rzekomo służył do odprowadzania jakichś bliżej nieokreślonych prądów (wszyscy to mieli!);

– na koła zakładał ozdobne kołpaki, na wycieraczki zaś nakładki, które miały rzekomo dociskać te wycieraczki do przedniej szyby;

– nad szybą montował plastikowy, przezroczysty daszek przeciwsłoneczny;

– przy lewych tylnych światłach przyklejał białą strzałkę na niebieskim tle, a przy prawych znak zakazu wjazdu, co miało uświadamiać jadącym za nim, że mogą go ewentualnie wyprzedzać z lewej strony, a nie z prawej;

– do tylnej szyby przyczepiał „łapkę kretyna”, czyli wyciętą z czegoś czerwoną dłoń uruchamianą drganiami samochodu. Łapka kiwała się na boki, pozdrawiając jak gdyby jadących za nim. Czasami obok łapki kretyna był jeszcze pies, na podobnej zasadzie kiwający łbem;

– na wszystkie drzwi właściciel wciskał gumowe ochraniacze na krawędziach, żeby się lakier nie obtłukiwał.

Wymieniłem tylko niektóre dodatki. Możecie mi wierzyć lub nie, ale trudno było spotkać samochód, który by przynajmniej części tego wszystkiego nie miał (o, jeszcze obowiązkowe pokrowce na siedzenia i plecionki z kuleczek – niby do masowania pleców!). Rozwinęła się specjalna gałąź rzemiosła, która to masowo produkowała, i sieć sklepów tylko to sprzedających. Ciągle ktoś wymyślał coś nowego, a właściciele aut natychmiast to kupowali, by sprawić kolejny prezent swemu ulubieńcowi.

Nie myślicie, że producenci różnych gadżetów dla biegaczy postępują dość podobnie? Produkują rzecz jasna wiele dodatków potrzebnych, wymyślają coraz lepsze materiały na koszulki, kurtki, bluzy, rajstopy, czapki i buty, nowe żele, napoje, paski, uchwyty i odżywki. Chwała im za to, ale gdy widzę kolejną reklamę przekonującą, że koszulka ma wbudowany system paneli kompresji, wspiera mięśnie, zabija bakterie, chroni, chłodzi, oddycha, odprowadza wilgoć i dba o prawidłowość postawy podczas biegu, to nie mogę się opędzić od myśli, że oferują mi łapkę kretyna.

Ale kupuję.

JF

Ten felieton był pierwotnie opublikowany w magazynie Runner's World w numerze grudzień 2014.

REKLAMA
}