Rok 2003. Grecja. Maraton. Pierwsza próba. Stąd według legendy w 490 r. p.n.e. posłaniec Filippides pobiegł do Aten, aby obwieścić zwycięstwo Greków nad wojskami perskimi. Tutaj Maciej Kurzajewski pobiegł swój pierwszy maraton. Na mecie czekali na niego żona i syn.
"Czułem się trochę jak ów legendarny posłaniec. Pełen animuszu i chęci walki z dystansem, ze zmęczeniem i zniechęceniem, kiedy to żar leje się z nieba, a w nogach czuje się ołów. I co najważniejsze, nie skończyłem jak Filippides. Byłem bardzo zmęczony, ale… nie padłem martwy" – wspomina Maciej.
Nowe wyzwanie
"Moje bieganie to była fascynacja i przyjemność, która jednak pozwoliła mi kończyć maratony w czasie 4 godzin, a raz nawet tę granicę złamać. Relacjonując w TVP wydarzenia sportowe, byłem bliżej zawodników. Lepiej czułem ich zmęczenie, lepiej rozumiałem, co czują, kiedy zwyciężają i kiedy dotyka ich gorycz porażki" – mówi dziennikarz.
Z każdym pokonanym kilometrem rósł jego apetyt, szukał nowych wyzwań. Tak narodził się pomysł zdobycia "Korony Maratonów Ziemi" – polega on na pokonaniu maratonów na siedmiu kontynentach. To wyjątkowo ciężka i kosztowna próba dla amatorów. Maciej postanowił zrealizować ten plan w rok dzięki projektowi Korony Maratonów PKO Banku Polskiego i patronacie TVP. Zdaje sobie sprawę, że jako dziennikarzowi jest mu trochę łatwiej uruchomić całą machinę medialną, ale swój projekt traktuje trochę jak misję popularyzowania biegania w Polsce.
Jak ugryźć koronę
Swoją "Koronę Maratonów Ziemi" zaczął 15 marca w Tel Awiwie w Izraelu. Pięć tygodni przerwy i start 21 kwietnia w Londynie. Dwa miesiące przerwy i 22 czerwca wystartuje w Big Five Marathon w Republice Południowej Afryki: trzeci kontynent i bieg w dolinie rzeki Limpopo. Podobno wrażenie są niezapomniane.
Czternaście dni później wyląduje na czwartym kontynencie. 7 lipca czeka go maraton w Rio de Janeiro, mieście IO 2016 roku. Dwa miesiące później znajdzie się na piątym kontynencie, w Australii: 22 września w Sydney kolejny maraton. 3 listopada – Nowy Jork. Wielki finał "Korony" powinien nastąpić 20 listopada na Antarktydzie.
"Jeżeli w śniegu i na lodzie, w temperaturze minus 30 stopni Celsjusza, pokonam ten maraton, będę szóstym Polakiem, którego nazwisko zostanie zapisane w elitarnym klubie »7 kontynentów«, i drugim, który przebiegł maratony na 7 kontynentach w jednym roku" – mówi Maciej.
Strategia na siedem kontynentów
"Zdałem sobie sprawę, że aby podjąć to wyzwanie, muszę nie tylko biegać, ale trenować w pełnym tego słowa znaczeniu. Poprosiłem o możliwość trenowania przy wsparciu Jerzego Skarżyńskiego. Jako tradycjonaliście odpowiada mi klasyczna szkoła biegania reprezentowana przez Jurka. Jestem więc w grupie średniaków i wiem, że na trasach »Korony« nie powinienem szaleć. Chodzi przecież o to, aby ukończyć je w dobrym zdrowiu. To spore wyzwanie: w jednym przypadku tylko dwa tygodnie dzielą jeden bieg od drugiego. Co jednak się stanie, gdy odezwie się we mnie sportowa żyłka? Może w którymś z biegów uda mi się poprawić wynik o kolejną minutę. Treningi mają mi pozwolić na »połykanie« – bez nadmiernego bólu i cierpienia – kolejnych kilometrów" – zapowiada Maciej.
Maciej Kurzajewski, 40 lat, dziennikarz sportowy TVP, maratończyk.
RW 05/2013