Małgośka mówią mi - Małgorzata Sobańska, słynna maratonka

Twierdzi, że maraton jest jak rosyjska ruletka i uczy pokory. Małgorzata Sobańska, najlepsza polska biegaczka maratonów, zdradziła RW sekrety swojego treningu i życia rodzinnego. Skorzystaj z jej doświadczeń.

Jacek Heliasz
fot. Jacek Heliasz/heliasz.com

"Kiedy zaczynałam biegać wyczynowo, kobieta w legginsach albo - broń Boże! - w krótkich spodenkach, spotkana poza stadionem, traktowana była jak „monstrum". Faceci gwizdali i krzyczeli: „Kości na ości!". Czułam się jak jakiś babochłop. Wychodziłam pobiegać na poznańską Maltę wczesnym rankiem, kiedy świtało. Wtedy nikogo nie spotykałam.

Gdy trenowałam później, to przez osiedlowe alejki spokojnie spacerowałam, a dopiero w lesie zaczynałam truchtać. Czasami nawinął się jakiś spóźniony pijaczek, ale takim się nie przejmowałam. Byłam szybsza. Ale najbezpieczniej czułam się na stadionie" - opowiada o początkach swojej kariery Małgorzata Sobańska, najbardziej utytułowana polska maratonka.

Przed nią była tylko Wanda Panfil, a prawie równolegle Renata Kokowska. Gdyby Sobańska urodziła się w USA i osiągnęła to, co do tej pory, byłaby ikoną, jak Amerykanka Deena Kastor. Obie zwyciężyły w prestiżowym maratonie w Londynie, choć nie w tym samym czasie. Deena Kastor, wygrywając w Londynie, wpisała się na stałe do panteonu maratonek. W USA jest gwiazdą na miarę Alberto Salazara i Joan Benoit-Samuelson. Amerykanka jest jak wino, im starsza tym lepsza.

Londyn pobity

Podobnie jak Sobańska. W 2004 r. zdobyła brązowy medal na igrzyskach olimpijskich, jest posiadaczką kobiecych rekordów USA w maratonie i na 30 km.

Zwyciężając w Londynie, po paśmie sukcesów w Berlinie, Nowym Jorku i Chicago, Małgorzata Sobańska znalazła się na 4. miejscu światowych wyników wszech czasów w maratonie, z czasem 2:19.26. Obok Pauli Radcliffe jest najbardziej rozpoznawalną maratonką na świecie. W 1995 roku przebojem weszła do światowej elity biegaczek. Wygrała w stolicy Wielkiej Brytanii, mając 26 lat.

Angielska prasa poświęciła jej czołówki, pisząc, że jest „najładniejszą triumfatorką" Flora Londyn Marathon. Nie może o sobie powiedzieć, że jest najbardziej kasową biegaczką, choć tak twierdzą niektórzy działacze PZLA. Nie ma sponsora. Kontrakt na sprzęt ma z firmą Adidas. W rodzinnym Poznaniu nie mogła znaleźć sobie miejsca. Przez pewien czas trenowała w Olimpii. Klub jednak nie dał jej stypendium. Zrozumienie znalazła we Wrocławiu. Obecnie reprezentuje barwy MGOKSiR Korfantów.

Ofiara trzęsienia ziemi

„Do kwietniowego maratonu w Londynie przygotowałam się nie w Alpach czy w ciepłej Portugalii, ale w Poznaniu, nad poznańską Maltą - wspomina Małgosia. - W tym czasie studiowałam i na treningi miałam przeważnie ranki. Biegałam, jak było jeszcze ciemno. Potem cały dzień na uczelni. Trudno było znaleźć czas na drugi trening po południu".

Piotr Mańkowski, mąż i trener Gosi, dodaje, że do Londynu trafiła przez przypadek. „Miała startować w Osace, ale maraton odwołano z powodu trzęsienia ziemi - opowiada, siedząc przy stole w kuchni i wertując swoje zapiski. - Szukaliśmy jakiegoś innego startu i na naszym celowniku znalazł się Londyn. Gosia nie miała kompleksu przed rywalkami, wygrała w pięknym stylu. To był punkt zwrotny w jej karierze".

Jacek Heliasz
fot. Jacek Heliasz/heliasz.com

Przypadkowy początek

Do maratonu Małgorzata Sobańska trafiła, jak to często bywa, przez przypadek. „W 1991 roku trenowałam we Włoszech. Miałam 21 lat i Bogusław Mamiński zaproponował mi, bym wystartowała w pięcioetapowym biegu. Pomyślałam: spróbuję. Dałam radę. Potem pojawiła się propozycja startu w maratonie na Capri. Maraton był dla mnie abstrakcją. Kilometry nie robiły na mnie wrażenia. Nie zdawałam sobie sprawy, co to znaczy 42,195 m. Pobiegłam. Uzyskałam 2:35.50 i zajęłam 11. miejsce - opowiada Małgosia. - Na mecie czułam się dobrze. Pomyślałam sobie, że maraton nie jest taki straszny i warto spróbować sił".

Z medycznych i psychologicznych testów wychodziło czarno na białym, że Małgosia nie nadaje się do biegów długodystansowych. Bazowano na treningu juniorskim. Małgosia była rekordzistką Polski juniorek na 3000 m z Bochum. W 1993 r. wystartowała w Real Berlin Marathon i zajęła 3. miejsce. Rok później uplasowała się na tej samej pozycji. Potem przyszedł Londyn i przełom w karierze.

„Do tego czasu nie wiedziałam, jak trenuje elita maratonek - Małgosia przypomina swoje początki. - Dopiero po starcie w Londynie pojechałam na swój pierwszy w życiu obóz wysokogórski". Plany treningowe powsta- wały na podstawie obserwacji treningów innych zawodniczek. Inspiracją były rosyjskie maratonki. „Bardzo ważne jest samopoczucie - podkreśla Piotr Mańkowski. - Niczego nie można robić na siłę! Drugi zakres biegamy na wyczucie, a nie na określony czas. Analizujemy, oczywiście, tętno".

Sobańska nie przywiązuje wagi do elektronicznych gadżetów. Pokazuje swój zegarek-pulsometr, pamiętający niemal początki jej kariery. Przeważnie biega sama. Jeszcze przed kilku laty biegał z nią Piotr. Teraz towarzyszy jej na rowerze. „Młodsze zawodniczki, które stoją obok mnie i mają nowinki techniki na ręce, ze zdziwieniem patrzą na mój zegarek - śmieje się Małgosia. - Trzeba wsłuchiwać się w siebie".

Trening na lodzie

Zimą ciężko trenować w Polsce. Mróz i oblodzone trasy treningowe utrudniają przygotowanie do sezonu. Małgosia mieszka w Strzeszynku, na obrzeżach Poznania, w pobliżu jeziora Kierskiego. „Wiosną i latem są tu superwarunki do biegania" - zgodnie twierdzi rodzinny tandem. - Zimą, jak przymrozi, nie można trenować. Łatwo o kontuzję. Na drugi trening wychodzimy na osiedlowe alejki, które są oświetlone. Często trenujemy tu także w dzień. Budowlańcy dobrze nas znają. Kibicują nam".

Najlepszym miejscem na zimowe treningi jest Portugalia. Tu trenuje elita europejskich biegaczy. Amerykanie mają doskonałe warunki w Kalifornii. „Dobrze zacząć przygotowania w Polsce, a potem kontynuować je w Portugalii - doradza Piotr Mańkowski. - To niedroga ekspedycja, a można się przygotować do sezonu w optymalnych warunkach".

Jacek Heliasz
fot. Jacek Heliasz/heliasz.com

Małgosia Samosia

Nasza bohaterka nie lubi długiej rozłąki z rodziną. Ma dwie córki - Kornelię i Wiktorię. Mąż trener jest rodzinnym logistykiem. Dowozi i odwozi córki na zgrupowania. „Gdy po raz pierwszy zaszłam w ciążę, to polscy lekarze zabronili mi biegać. Rodzina też. Tu tematem tabu była kobieta-sportowiec. Z USA i Niemiec przywieźliśmy masę literatury, ale lekarze odradzili mi trening. Mocno przytylam i potrzebowałam sporo czasu, by wrócić do formy. 

W 2002 r., gdy byłam w drugiej ciąży, z Kornelią, do 8. miesiąca biegałam, oczywiście nie wyczynowo, chodziłam na basen na zajęcia dla kobiet w ciąży... Powrót do formy zabrał mi o wiele mniej czasu, niż gdy urodziłam Wiktorię, a bliscy i znajomi nie patrzyli na mnie jak na dziwoląga, że truchtam, będąc w ciąży".

„Małgosia źle się czuje, gdy nie ma kontaktu z rodziną - opowiada jej mąż. - Staramy się być jak najdłużej razem. To jej nie przeszkadza w treningach, a wręcz pomaga. Musi mieć rodzinę pod swoimi skrzydła. Kornelia chodzi jeszcze do przedszkola, które jest siedliskiem rozmaitych chorób, zwłaszcza wiosną i jesienią. W tym roku po raz pierwszy przed maratonem w Rotterdamie zdecydowaliśmy się, by nie chodziła przez trzy miesiące do przedszkola".

„W ubiegłym roku, wiosną, byłam w szczytowej formie, ale złapałam infekcję - Małgosia nie ma do nikogo pretensji. - Musiałam zrezygnować ze startu. Wystartowałam w Pradze, ale pobiegłam poniżej swoich oczekiwań". Jak zwykle jest skromna. 13 maja finiszowała na 3. miejscu w czasie 2:35.02. W październiku w Stambule pokazała klasę - 2:31.08. To był trzeci w 2007 roku czas w Polsce.

Sukces tkwi w szczegółach

Zawodowy biegacz musi uważać na wszystko, co może zniweczyć jego miesięczne przygotowania. „Na wiosnę łapałam alergie. Puchłam w oczach. Nie wiadomo, co było tego przyczyną. Nie mogłam trenować - wyjawia Sobańska. - Doktor Grzegorz Biegański, jak mnie zobaczył, był przerażony i natychmiast zlecił badania. Okazało się, że jestem uczulona na sierść kota. I to nie na byle kota, ale rasowego, długowłosego".

A zatem w gustownie urządzonym domku maratonki kot nie wita gości przy drzwiach. Można natomiast usłyszeć ujadanie dwóch psów, a raczej piesków, które uwielbiają nie tylko szczekać na nieznajomych, ale testować ich nogawki. Większy to Psota, a mniejszy to Mimi - ulubieniec Wiktorii. Psota, gdy widzi, że Małgosia ubiera się w dres, już czai się przy drzwiach. „To mój towarzysz treningów - śmieje się Małgosia. - A Mimi nie chce być gorsza".

Na pierwszy trening Mimi wyszła podczas sesji-treningu z RW. Szybko złapała bakcyla i nie odpuszcza swojej pani. „Start w maratonie to ruletka. Ten dystans uczy pokory. Błędy popełnia się pod koniec przygotowań, biegając za dużo, startując w mocnych biegach. Dla przetarcia szukam biegów w mniejszych miejscowościach. Niektórzy tego nie rozumieją i mówią, że Sobańska startuje, by wygrać mikser! A ja po prostu potrzebuję mocniejszego treningu, rywalizacji, poczucia adrenaliny".

Jacek Heliasz
fot. Jacek Heliasz/heliasz.com

Jak długo "karoseria" wytrzyma

Kobietom w metrykę się nie patrzy, ale na listę startową można. Małgosia urodziła się 25 kwietnia 1969 r. Filigranowa, ciemnowłosa, wygląda na przynajmniej kategorię wiekową niżej. „Będę biegała tak długo, jak „karoseria" wytrzyma - deklaruje. - Wydolność organizmu jest dłuższa niż kości czy stawów. Nie miałam poważnych kontuzji i planuję biegać wyczynowo jeszcze kilka lat".

Małgosia jest idolką polskich biegaczek. Coraz więcej kobiet biega. „Okazuje się, że w USA aż 40% uczestniczek maratonów to kobiety! W Polsce kobiety nie tylko trenują, by zrzucić zbędne kilogramy i złapać formę, ale startują w maratonach. To dobrze, że biegająca kobieta nie jest już dziwolągiem" - cieszy się Małgosia. W tym roku jej celem był start w Pekinie. Wystartowała w Rotterdamie, by uzyskać minimum: 2:30.00.

„Byłam dobrze przygotowana, choć w nogach czułam półmaraton w Warszawie - przyznaje. - Niestety, nie wyszło". Małgosi Sobańskiej zabrakło w Warszawie zaledwie 2 sekund do złamania 14-letniego rekordu Kamili Gradus (1:11.45). Przyznaje, że nigdy nie przygotowywała się specjalnie do półmaratonu. Traktowała je z „marszu" i ma w efekcie drugi rezultat w historii Polski. „Nie spodziewałam się, że biegnę na tak dobry czas - mówi. - Zabrakło informacji o aktualnym czasie podczas biegu i druga linia okazała się utrudnieniem, a nie ułatwieniem. Kosztowało mnie to przynajmniej 2 sekundy".

Dyrektor zawodów Marek Tronina mówi, że gdyby czołowa grupa ruszała spod bramy głównej Uniwersytetu Warszawskiego, tak jak reszta uczestników, czyli nie musiałaby pokonywać początku trasy pod górę, to na pewno Sobańska byłaby na mecie w czasie lepszym od rekordu Polski, ale wtedy z kolei tego wyniku nie można by było uznać, bo trasa nie spełniałaby potrzebnych do tego wymogów. Obiecał, że za rok trasa przebiegać będzie inaczej. Swój rekord w półmaratonie Małgosia pobiła po 14 latach! W 1994 r. „wybiegała" 1:12.06 w Lizbonie.

Krwawy Rotterdam

W Rotterdamie Gosia zeszła po 35. kilometrze. Międzyczas pokazywał, że „idzie" na 2:29.30. Musiała poddać się z powodu...skarpetek. „Nie mogłam biec. Przystanęłam, poprawiłam skarpetki, ruszyłam dalej. Nie mogłam jednak nic zrobić. Usiadłam na krawężniku, obok mnie siedziało kilku czarnoskórych biegaczy, którzy wycofali się z biegu. Znowu spróbowałam truchtać, na jednej nodze. Ból był zbyt mocny".

Sobańska ma w branży opinię twardej zawodniczki. Stanęła dotąd na starcie 39 maratonów, 35 biegów ukończyła (pozostałe prowadziła jako peacemakerka). Raz tylko zeszła z trasy, właśnie w Rotterdamie. „Cóż, powalczę, udowodnię, że mogę pobiec poniżej 2:30.00. Jeszcze w tym roku. Tak planuję" - deklaruje najlepsza polska maratonka.

Przyp. red.: Małgorzata Sobańska zakończyła zawodniczą karierę 26 września 2010 roku.

RW 02/2008

 

Zobacz również:
REKLAMA
}