"Kiedy zaczynałam biegać wyczynowo, kobieta w legginsach albo - broń Boże! - w krótkich spodenkach, spotkana poza stadionem, traktowana była jak „monstrum". Faceci gwizdali i krzyczeli: „Kości na ości!". Czułam się jak jakiś babochłop. Wychodziłam pobiegać na poznańską Maltę wczesnym rankiem, kiedy świtało. Wtedy nikogo nie spotykałam.
Gdy trenowałam później, to przez osiedlowe alejki spokojnie spacerowałam, a dopiero w lesie zaczynałam truchtać. Czasami nawinął się jakiś spóźniony pijaczek, ale takim się nie przejmowałam. Byłam szybsza. Ale najbezpieczniej czułam się na stadionie" - opowiada o początkach swojej kariery Małgorzata Sobańska, najbardziej utytułowana polska maratonka.
Przed nią była tylko Wanda Panfil, a prawie równolegle Renata Kokowska. Gdyby Sobańska urodziła się w USA i osiągnęła to, co do tej pory, byłaby ikoną, jak Amerykanka Deena Kastor. Obie zwyciężyły w prestiżowym maratonie w Londynie, choć nie w tym samym czasie. Deena Kastor, wygrywając w Londynie, wpisała się na stałe do panteonu maratonek. W USA jest gwiazdą na miarę Alberto Salazara i Joan Benoit-Samuelson. Amerykanka jest jak wino, im starsza tym lepsza.
Londyn pobity
Podobnie jak Sobańska. W 2004 r. zdobyła brązowy medal na igrzyskach olimpijskich, jest posiadaczką kobiecych rekordów USA w maratonie i na 30 km.
Zwyciężając w Londynie, po paśmie sukcesów w Berlinie, Nowym Jorku i Chicago, Małgorzata Sobańska znalazła się na 4. miejscu światowych wyników wszech czasów w maratonie, z czasem 2:19.26. Obok Pauli Radcliffe jest najbardziej rozpoznawalną maratonką na świecie. W 1995 roku przebojem weszła do światowej elity biegaczek. Wygrała w stolicy Wielkiej Brytanii, mając 26 lat.
Angielska prasa poświęciła jej czołówki, pisząc, że jest „najładniejszą triumfatorką" Flora Londyn Marathon. Nie może o sobie powiedzieć, że jest najbardziej kasową biegaczką, choć tak twierdzą niektórzy działacze PZLA. Nie ma sponsora. Kontrakt na sprzęt ma z firmą Adidas. W rodzinnym Poznaniu nie mogła znaleźć sobie miejsca. Przez pewien czas trenowała w Olimpii. Klub jednak nie dał jej stypendium. Zrozumienie znalazła we Wrocławiu. Obecnie reprezentuje barwy MGOKSiR Korfantów.
Ofiara trzęsienia ziemi
„Do kwietniowego maratonu w Londynie przygotowałam się nie w Alpach czy w ciepłej Portugalii, ale w Poznaniu, nad poznańską Maltą - wspomina Małgosia. - W tym czasie studiowałam i na treningi miałam przeważnie ranki. Biegałam, jak było jeszcze ciemno. Potem cały dzień na uczelni. Trudno było znaleźć czas na drugi trening po południu".
Piotr Mańkowski, mąż i trener Gosi, dodaje, że do Londynu trafiła przez przypadek. „Miała startować w Osace, ale maraton odwołano z powodu trzęsienia ziemi - opowiada, siedząc przy stole w kuchni i wertując swoje zapiski. - Szukaliśmy jakiegoś innego startu i na naszym celowniku znalazł się Londyn. Gosia nie miała kompleksu przed rywalkami, wygrała w pięknym stylu. To był punkt zwrotny w jej karierze".