Marek Kamiński: Bieg po bieguny

Jego podróżniczy dorobek jest imponujący: dwa bieguny zdobyte w rok, Pustynia Gibsona i przepłynięty Atlantyk. Do sprostania tym wszystkim wyzwaniom Markowi Kamińskiemu, oprócz hartu ducha, potrzebna była kondycja. Żelazna. Bieganie pomogło mu ją wypracować.

Marek Kamiński Paweł Wyszomirski
fot. Paweł Wyszomirski 2014

Gdańsk, godzina 6.45. Zima.

Budzik wyrywa Marka Kamińskiego ze snu. Ciemno. Zaspany zakłada strój biegowy. Łyk ciepłej herbaty i zaraz po siódmej rusza na trening. Biegnie godzinę w lesie i brzegiem morza. Nie słucha muzyki, nie stara się nawet intensywnie myśleć. Oczyszcza i wycisza umysł. Skupia się na oddechu i przyrodzie. Myśli i nowe pomysły przychodzą dopiero po biegu.

"Wolę biegać latem niż zimą, ale zima nie stanowi dla mnie przeszkody. Nie jest wcale taka zła – uśmiecha się. – Najpierw warstwa bielizny, potem warstwy przeciwwiatrowe, czapka i rękawiczki. Większy problem to dla mnie brak światła. Zimą biegam 3 razy w tygodniu, latem do 5 razy". Czasami trening przeplata jazdą na biegówkach.

Od karateki do polarnika

"Biegałem już w szkole podstawowej, choć nie byłem w tym specjalistą. Pamiętam dokładnie, że wziąłem udział w biegu przełajowym i, co ciekawe, zająłem pierwsze miejsce ex aequo z kolegą. W 7-8 klasie biegałem już regularnie. Potem na studiach trenowałem zawodniczo karate w AZS. Mieszkałem na Mariensztacie i biegałem 2 razy w tygodniu przez most Śląsko-Dąbrowski, a potem w okolicach zoo, robiąc pętlę. Po studiach również biegałem, ale regularne treningi wymusiły moje wyprawy polarne" – mówi Marek Kamiński.

Zaprawa przed wyzwaniami

Wytrzymałość wypracowana dzięki bieganiu okazała się niezbędna na wyprawach polarnych.

"Ciągnięcie przez 1400 km sań ważących 150 kg, do tego na wysokości 3000 m, gdzie tlenu jest dużo mniej, wymaga żelaznej kondycji. Trening na powietrzu polegał na ciągnięciu 4 opon, co w jakiś sposób było namiastką ciągnięcia ciężkich sań" – wspomina Marek.

W treningach biegowych pomagał mu dr Wojciech Radkowski, trener i wykładowca gdańskiej AWF. "3 miesiące przed wyprawą biegaliśmy długie dystanse, od półtorej do dwóch godzin, od trzech do pięciu razy w tygodniu. Teraz udaje nam się biegać razem raz w tygodniu" – dodaje polarnik.

Droga do szczęścia

Co daje Markowi Kamińskiemu bieganie, kiedy skupia się na pracy i życiu osobistym?

"Po prostu przez cały dzień dobrze się czuję. To dla mnie najlepszy motywator. Czytałem gdzieś taką teorię, że tyle energii, ile się wyda przy wysiłku, tyle ma się później do zużycia. Zauważyłem, że kiedy nic nie robię, nie biegam, to czuję jakbym miał mało energii. Poza tym podczas biegania wydziela się dopamina, serotonina i po treningu czuję się szczęśliwszy. Lubię ten moment po bieganiu, kiedy biorę prysznic – takie małe szczęście na początku dnia".

"Mój organizm domaga się ruchu. Rozsądek podpowiada do tego: biegaj! Jest takie powiedzenie: ruch może zastąpić każde lekarstwo, ale żadne lekarstwo nie zastąpi ruchu. Coś w tym jest. Dawka trzy razy w tygodniu po 45 minut to minimum, aby być w dobrej formie i się nie zapuścić" - dodaje podróżnik.

Marek Kamiński. 48 lat. Polarnik, podróżnik, pisarz i przedsiębiorca. W 1995 r. zdobył dwa bieguny w ciągu jednego roku bez pomocy z zewnątrz. Fundacja Marka Kamińskiego już od 1996 r. pomaga chorym dzieciom i młodzieży w pokonywaniu barier i realizacji marzeń.

RW 03/2013

REKLAMA
}