Wynik mnie nie zachwycił – mój kolega po fachu, aktor Jacek Domański, który od 36 lat (!) startuje w każdym biegu, w którym biegnę ja ( jak on to robi? Ma służby specjalne?), tym razem był lepszy o ponad 10 minut. Wielkiej satysfakcji więc nie miałem, no może poza samozachwytem, jaki ogarnia osiemdziesięciolatka, że w ogóle dożył do mety. I że medal wręczały mu sławy: Wanda Panfi l, Jan Huruk i Henryk Paskal.
Bieg był dla mnie jednak wyjątkowy, bo w pewnej chwili mnie olśniło i uświadomiłem sobie, na czym powinienem się częściej skupiać w Runnersie. Było tak: na 9. kilometrze wywaliłem się jak długi. W całkowicie bezpiecznym miejscu – tam gdzie zejście z plaży łagodnie i bez progu przechodzi w ścieżkę z kostki. Nie było to wydarzenie wyjątkowe – przeciwnie, tradycyjne, a od jakiegoś czasu stałe.
No i dotarło do mnie wreszcie, że jeżeli od kilku lat potykam się i wywalam podczas prawie każdego biegu, to nie jest to pech ani wredność losu, ani pułapki zastawiane przez Domańskiego, ani że Anioł Stróż się zagapił. Przeanalizowałem ostatnie przypadki i wydaje mi się, że już wiem. To jest wina biegania przyziemnego.
Postanowiłem, że w Runnersie będę częściej ostrzegać Was, młodszych, przed tym, co Was czeka, gdy będziecie starsi. Bo będziecie, choć na razie jesteście święcie przekonani, że nie. Bieganie przyziemne to stopniowy zanik podnoszenia stóp podczas biegu. Coraz trudniej nazwać biegiem to, co robi człowiek leciwy (coraz częściej na myśl przychodzi mi słowo „posuw”).
To zaprzeczenie wszelkiej skoczności. Dlatego półcentymetrowa różnica wysokości między jedną płytą chodnikową a drugą wystarcza do potknięcia. Idący zachowa pion, biegnący przyziemnie wywali się jak długi. Dlatego mam zawsze poharatane kolana i dłonie w bliznach. Na szczęście pilnie ćwiczyłem kiedyś pompki i „siatkarskie” padanie na ręce, dzięki czemu głowa wciąż jeszcze stosunkowo rzadko nawiązuje kontakt z chodnikiem.
A na nadchodzącą jesień mam już plan: będę biegał zawsze w grubych, skórzanych rękawiczkach i ochraniaczach kolanowych. Na jesień to planuję, kiedy rozstanę się z krótkimi spodniami – na razie trochę bym się jednak wstydził w tych ochraniaczach.
Oczywiście stopniowe staczanie się w bieg przyziemny nie dotyczy równie leciwych, lub nawet starszych ode mnie, prawdziwych zawodników, którzy dbali przez całe życie o prawidłowy krok.
Ja zaniedbałem to i dlatego apeluję do Was: jeżeli chcecie na starość mieć całe kolana, to już dziś zadbajcie o „skoczność” biegu. Ćwiczcie skipy i w ogóle róbcie wszystko to, co pozwoli Wam biec wyżej nad ziemią.
Biegnąc, przypominajcie sobie czasem, że stopa służy bardziej do tego, żeby się wybić, a mniej, żeby na niej wylądować. Ona wyląduje i tak, a do odbicia się od podłoża trzeba ją zmuszać. Wierzcie takiemu, co o nią nie zadbał we właściwym czasie.
RW 09/2017