Nogawki a sprawa polska [felieton Jacka Fedorowicza]

Spodenki biegowe, kąpielówki i tym podobne elementy męskiej garderoby minimalnej, wystawiane na widok publiczny, mogą być tematem pracy doktorskiej. Weźmy choćby długość, a w przypadku kąpielówek obecność lub nieobecność nogawek.

Na przestrzeni mojego długiego życia mogłem obserwować fascynujące zmiany w tym zakresie. Rzeczona długość wędrowała przez dziesięciolecia tam i z powrotem, w górę i w dół. Czasem stopniowo, a czasem skokami, czasem też zmieniała się w zależności od kraju zamieszkania. Różnice potrafiły przekraczać pół metra.

Gdy byłem przed maturą, oficjalna nazwa spodenek biegowych brzmiała: spodenki gimnastyczne. Kilka lat po wojnie powszechnie używane w Polsce spodenki były dość krótkie. Aż tu nagle przyjechała drużyna piłkarska Dynamo Kijów i zdumieni polscy kibice zobaczyli jedenastu piłkarzy w spodenkach znacznie obszerniejszych i dłuższych niż mieli nasi i niż ktokolwiek mógłby założyć w Polsce, nie narażając się na drwiny. Prawie do kolan były, czyli takie, w jakich dziś hasa młodzież masowo, ale wtedy to był szok kulturowy. Zwiększony powszechną już wówczas niechęcią do nosicieli spodenek, którzy przyjechali z ZSRR przecież. Piłkarzy wyśmiano, a o każdych spodenkach dłuższych niż te, w których chodziliśmy my, mówiło się odtąd „dynamówki”.

Po raz drugi zostałem zaszokowany długością spodenek już jako człowiek dorosły, tym razem w USA. Było tak: w roku 1988, na fali pierwszych przygotowań do Okrągłego Stołu, władza popuściła cugli i po latach odmów dostałem paszport. Poleciałem do Australii siać propagandę „Solidarnościową”, a stamtąd do USA w podobnych celach. I tu, i tu nie zaniedbywałem jednak biegania, w Sydney ganiałem głównie po słynnej plaży Bondi Beach. Byłem przyzwyczajony do swobody strojów (mieliśmy już Polsce plaże nudystów), w Australii jednak po raz pierwszy spotkałem się z powszechnością kostiumów topless u pań i szalonym skąpstwem materiałowym kąpielówek u panów. Ale szybko się przyzwyczaiłem. Do widoku, bo sam jednak używałem przywiezionych z Polski.

A potem kilkanaście godzin lotu i oto jestem na plaży w pięknej Kalifornii. W polskich majtkach ośmieliłem się przetruchtać plażę Santa Monica tylko raz. Wszyscy patrzyli na mnie, jakbym biegł goły. Tam było wtedy tak, że nawet roczny chłopiec na plaży musiał być w majtkach, a takaż dziewczynka jeszcze i w staniku, bo jak nie, to oburzeni plażowicze wzywali policję. Wszyscy mężczyźni byli w spodenkach, których ja nie mogłem w myślach określić inaczej niż tylko jako mocno przedłużone „dynamówki”. Na szczęście nie było wtedy jeszcze telefonów komórkowych i nikt nie zawiadomił policji, że na plaży grasuje ekshibicjonista.

Na zawodach biegowych już było swobodniej niż na plażach: kupiłem sobie spodenki długości przeciętnej i używam ich z okazji co ważniejszych startów do dziś. Bo szczęśliwe są: przemęczyłem w nich maraton chicagowski, a we wszystkim, co dotyczy biegów, jestem – choć wstyd się przyznać – przesądny.

Ostatnio zacząłem się jednak niepokoić, czy przypadkiem te „szczęśliwe” nie robią się za krótkie, a tym samym nieprzyzwoite, bo spodenki biegowe znów się chyba zaczęły wydłużać i nie wiadomo gdzie się tym razem zatrzymają.

W regulaminach wielu biegów wyczytać można warunek, że strój zawodnika musi być estetyczny. Tu można by zacząć z lekka złośliwe dywagacje: co to właściwie znaczy? Czy dopuszczony by był do biegu ktoś, kto – tak jak ongiś mój przyjaciel, wspaniały aktor Bogumił Kobiela – chciałby pobiec w slipach?

Wyjaśniam młodzieży, co to były slipy w latach 50.: kąpielówki płócienne, białe (jedyne dozwolone na pływalniach!), z jednym bokiem rozciętym, wiązanym na tasiemki. Wynalazek umożliwiał szybką zmianę na plaży, bo na mokre slipy zakładało się spodenki suche, rozwiązywało troki i ściągało slipy szybko, swobodnie, przez jedną nogawkę, na oczach tłumu, nie siejąc zgorszenia.

Pamiętam, że w biegach obowiązkowych na odznakę Sprawny do Pracy i Obrony świetny wynik w slipach osiągnął znany potem balladzista Tadeusz Chyła, zaś jeszcze w 1981 roku w slipach, bo nie miał niczego innego, w pierwszym Biegu „Solidarności” Gdańsk – Gdynia pobiegł czeski aktor Milan Pekny, żeby pokazać, że czescy artyści popierają rodzący się w Polsce ruch niepodległościowy. Poparł w slipach i OK.

JF

Ten felieton był pierwotnie opublikowany w magazynie Runner's World w numerze lipiec 2013

Zobacz również:
REKLAMA
}